Obraz artykułu Drown My Day/Tester Gier - "Blood for Blood"

Drown My Day/Tester Gier - "Blood for Blood"

68%

Najlepsze splity to te, w trakcie odsłuchiwania których nie trzeba sprawdzać na rewersie okładki, czy leci kawałek pierwszego zespołu, czy to już druga kapela. Nie dość, że kontrasty pozwalają na dłużej utrzymać uwagę, to jeszcze można doszukać się w takiej współpracy wartości edukacyjnej, bo zamiast wspólnej puli słuchaczy, po taki materiał sięgną odbiorcy z dwóch środowisk i jest szansa, że odkryją coś nowego. Split Drown My Day i Testera Gier to właśnie taki przypadek.

Pierwsza połowa należy do Drown My Day, które kilka lat temu porzuciło (albo przynajmniej ograniczyło) deathcore, ale deathcore wciąż nie porzucił ich - jako jedni z pierwszych, którzy przenieśli to brzmienie na polski grunt w momencie jego największej popularności wciąż bywają wpychani w tę szufladkę. Od czasu debiutanckiej EP-ki ("One Step Away from Silence" z 2008 roku) w ich mariażu death metalu z hardcorem doszło do poważnych zmian w proporcjach, o czym najdobitniej można było się przekonać na ostatnim studyjnym wydawnictwie - "The Ghost Tales" z 2018 roku. "Blood for Blood" to z kolei jeszcze inne oblicze zespołu.

 

Na splicie krakowska kapela dopasowuje się do kolegów z Testera Gier, ale w zakresie, który nie wykracza poza dość szeroki zakres technik, jakimi posługują się od ponad dekady. Środek ciężkości został przesunięty nieco bardziej w kierunku hardcore'u, czego rezultatem jest przede wszystkim wyraźnie żwawsze tempo niż na albumie sprzed dwóch lat, który przede wszystkim miażdżył powolnym, ociężałym death metalem. Otwierające split "Throne Made of Skulls" gna na złamanie karku, głos Macieja Korczaka przypomina tutaj Nergala z okresu "Zos Kia Cultus", ale z cedzeniem poszczególnych słów w stylu Rogera Mireta z Agnostic Front, a dynamika i gęstość uderzeń w perkusję zmieniają się równie często, co u Danny'ego Schulera z Biohazard.

 

Najbliżej ku hardcore'owi Drown My Day grawituje w "Seven", gdzie znajduje się także najbardziej melodyjna i skoczna partia w ich części wydawnictwa, najbliżej do brzmienia z "The Ghost Tales" jest im z kolei w "Where the Slime Live" i na tym polega urok splitów - taki rozstrzał średnio sprawdziłby się na albumie, a jako kompilacja pięciu utworów przetasowanych z pięcioma utworami innej grupy działa świetnie.

 

Tester Gier to z kolei nie tylko inne brzmienie, ale także inny stan umysłu. Po raz pierwszy widziałem ich na żywo na gdańskim SzlamFeście, kiedy dogadali się z występującymi chwilę wcześniej w sąsiedniej sali wrestlerami i zostali przez nich "pobici" (to stanowisko dla tych, którzy za wrestlingiem nie przepadają, fanowska brać może usunąć z tego zdania "dogadali się" oraz cudzysłów zamykający słowo "pobici") i natychmiast pomyślałem, że to spadkobiercy specyficznego połączenie punk rocka, hardcore'u, miłości do popkultury i czarnego poczucia humoru spod znaku nieodżałowanych Biletów do Kontroli.

 

Kawałki z "Blood for Blood" brzmią mniej więcej tak samo, jako kawałki z ostatniego albumu - wydanego w 2017 roku "Nie jesteśmy muzykami", ale z pomniejszonymi wpływami thrash metalu (tego spod znaku Municipal Waste). Niezmiennie natomiast w tekstach poruszane są palące kwestie związane z egzystencją współczesnego człowieka, pada na przykład dosadna odpowiedź na pytanie znane każdemu, kto nosi tatuaże: Jak ty będziesz wyglądał na starość? ("Kto się nie dziara, ten fujara"), jest też krytyka mediów społecznościowych ("Horror Insta Story"). Tester Gier - jak przystaje na tę nazwę - przypomina zarazem popkulturowy wytwór najwyższej próby, czyli jest samoświadomy ("Krew za krew" to utwór o tym, że Tester Gier i Drown My Day nagrali split), stosuje nawiązania do innych dzieł (do Siekiery w "Ludziach Wschodu"), a nawet snuje historię o bohaterskiej walce o ocalenie ludzkości ("Zaraza").

 

"Blood for Blood" nie jest najmocniejszym punktem w dyskografii żadnego z tych dwóch zespołów, ale z cała pewnością można stwierdzić, że nie takie pobudki stały za nagraniem splitu. To przede wszystkim materiał czysto rozrywkowy, trochę jak film klasy B albo gala wrestlingu i jeżeli na tego rodzaju ludyczne doznania z pogranicza metalu i hardcore'u liczycie, to lepiej nie mogliście trafić.


Brutal Sound/2020



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce