Wrocławskie trio - dotychczas kojarzone z mrocznym, trochę zamglonym, lecz melodyjnym graniem z pogranicza stoner i doom metalu - tym razem wpuściło do swojej twórczości nieco więcej przestrzeni. Na "Reign of the Orion" mrok i ciężar gitarowo-perkusyjnych galopad równoważą kołyszące partie klawiszy, chwilami brzmiące niemal popowo, a pięć nowych kompozycji łączy się w spójną całość.
To płyta tajemnicza i jednocześnie bardzo przystępna. Ma szansę spodobać się zarówno fanom cięższych brzmień, jak również wielbicielom space rockowego malowania dźwiękami. Co ciekawe, coś dla siebie znajdą w muzyce Spaceslug także miłośnicy popu z lat 80. ubiegłego wieku - przestery i sprzężenia spotykają tu potężne gitarowe riffy oraz lekkość i delikatność melodii przybierającą czasem pulsującą, taneczną formę. Kompozycje płyną niespiesznie w towarzystwie nostalgicznej aury.
"Reign of the Orion" brzmi garażowo i gęsto, co dodaje mu świeżości. Instrumentom towarzyszą zamglone partie wokalne, skryte nieco w tle, za pogłosami. Bartosz Janik, Jan Rutka i Kamil Ziółkowski, grają z pasją i zaangażowaniem, nie oglądając się na trendy, a w dwóch kompozycjach wsparł ich dodatkowo multiinstrumentalista, Piotr Grzegorowski.
"Down to the Sun" rozwija się powoli, przykuwając uwagę dialogiem gitar i perkusji oraz zmianami tempa. W "Space Runner" przestery kontrastują z energią nowofalowego basu przywodzącego na myśl dokonania The Cure. Jest bardzo tanecznie, a kolorytu kompozycji dodają partie fortepianu i saksofonu Grzegorowskiego. W "Half-Moon Burns" nastrój ponownie zmierza w kierunku melancholii, momenty wyciszenia zestawione są tutaj z mocnym refrenem i ekspresyjnym krzykiem. "Trees of Gold" to shoegaze'owy dialog klawiszy Janika i gitary Grzegorowskiego. Całość wieńczą natomiast stonerowe, hipnotyzujące motywy gitarowe w "Beneath the Haze".
"Regin of the Orion" to obiecujący i przystępny materiał, potwierdzający, że polska scena stoner'owa ma się bardzo dobrze, a Spaceslug stanowią jej wiodącą siłę obok takich grup jak Dopelord, Belzebong czy Major Kong. Nie jest to album eksperymentalny, odkrywający przed zespołem i jego fanami niezbadane wcześniej muzyczne terytoria, ale bardzo zwarty i solidny, do którego wielbiciele takich dźwięków chętnie będą wracać.
BSFD Records/2019