W polskiego noise rocka wciągnąłem się relatywnie niedawno, bo zaledwie niecałą dekadę temu. Jeszcze wcześniej zacząłem uważnie śledzić to, co dzieje się na scenie trójmiejskiej, a moimi drogowskazami były przede wszystkim takie wytwórnie, jak Nasiono czy Music is the Weapon. Wśród wielu świetnych wydawnictw z 2016 roku w katalogu drugiej z wymienionych pojawiła się płyta "Jeleń" pochodzącego nie znad morza, a z Torunia składu o nazwie Jesień, a wydawnictwo to zrobiło na mnie ogromne wrażenie i słuchałem go na przemian z albumem "Dobrze to już było", również wydanych w tym samym labelu, ale pochodzących z Krakowa Artykułów Rolnych.
Te dwie płyty były jak dwie strony tej samej monety. Przesiąknięte psychodelą, mające w sobie alternatywną melodyjność, ale i szorstką, bardziej hałaśliwą stronę. Dźwięki zupełnie nieoczywiste, poszukujące, traktujące gatunek jako pomysł wyjściowy na własne, charakterystyczne brzmienie.
Z tej dwójki to Jesień było tą grupą, która wydawała się bardziej eksperymentować - z długością utworów, z klimatem i chyba też z oczekiwaniami słuchaczy. Niemal jedenastominutowe "Dziewczyny z Kurska" do dziś jest dla mnie wyznacznikiem tego, jak buduje się klimat, jak opowiada się historie nie tyle tekstem, co dźwiękami. Napięcie w tej kompozycji narasta powoli, a tytuł zdradza, do czego zmierza ta historia. Tak Jesień oddziaływała w tamtym okresie na emocje i z niecierpliwością czekałem na ich nową płytę.
W międzyczasie zespół powrócił do swojego poprzedniego wydawcy - labelu Złe Litery - a Music is the Weapon zaprzestała na ten moment działalności wydawniczej. Zmieniło się więc sporo, zmiany nie ominęły też samej Jesieni. Trudno tu mówić o uproszczeniu brzmienia, ale na "Błocie" nie znajdziemy już tak długich kompozycji, jak na "Jeleniu". To raczej odwrót od improwizacyjnych, klimatycznych form, które stanowiły większą część poprzedniej płyty. Ta zmiana dowodzi tego, że zespół nadal poszukuje, nie stoi w miejscu i pomimo świetnie przyjętej płyty (w dość wąskich kręgach, ale to już ograniczenia gatunku i sceny, na które grupa przecież nie ma wpływu), nie zamierza po raz drugi robić tego samego. Jeśli nie improwizacja, to co? Pójście na żywioł?
"Błoto" jest bardzo dosadną płytą. W otwierającym, singlowym "Początku" zespół obiera swoją muzykę ze wszystkich zbędnych elementów. Dociera do sedna stylu, czyli brudu napędzanego basowymi zapętleniami, przesterowaną gitarą i hałasującą w tle perkusją. "Lobus" niczym nie ustępuje poprzednikowi, tu z kolei na pierwszy plan wysuwa się sekcja rytmiczna, którą uzupełnia skrzecząca gitara. Zwiększa się też tempo i natężenie dźwięków, niezmiennym pozostają za to teksty - bezpośrednie, eksplorujące mniej atrakcyjną stronę życia. Także jego koniec. O śmierci opowiada przecież "Psalm" - najbardziej rozbudowana i podobna w swej jazzowej strukturze do poprzedniej płyty kompozycja. Grupa znów zgrabnie i zupełnie naturalnie dopełnia muzyką słowa.
W "Andromedzie 2019" pędzimy na złamanie karku tak, jak ludzie goniący za pustymi, pozbawionymi znaczenia celami. O bezsensie istnienia opowiada oparte na monotonnych dźwiękach, flegmatyczne "Błoto", a klaustrofobiczny i neurotyczny zarazem "Odbierz" trafnie obrazuje zagubienie jednostki we współczesnym świecie nowych technologii, które tak naprawdę odbierają nam poczucie bliskości względem innych ludzi.
"Błoto" uwiera muzycznie i tekstowo, a jednocześnie jest bardzo prawdziwe. Trio wyzbyło się elementu improwizacji, ale nie całkowicie, a gdybym teraz miał wskazać dla jego brata bliźniaka, to typuję The Kurws. The Kurws gra punka na jazzowym instrumentarium, Jesień z kolei wymyśla autorską definicję jazzu, grając w sposób punkowy. Następną zmianę trudno przewidzieć, ale jestem pewien, że nastąpi. Póki co, jeśli nie boicie się prawdy, polecam zanurzenie w "Błocie".
Złe Litery/2019