Obraz artykułu Owls Woods Graves - "Citizenship of the Abyss"

Owls Woods Graves - "Citizenship of the Abyss"

85%

Jestem Łukasz, mam dwadzieścia lat, lubię black metal i sok pomarańczowy. Wy pewnie też lubicie black metal i nic w tym dziwnego, to w końcu o jedna z ciekawszych odmian muzyki rozrywkowej. Ten z pozoru zamknięty na wzrost gatunek jest dziś na ustach ludzi, którzy metalu często nie słuchają, co więcej, nic nie zapowiada, by miało się to zmienić. Fajnie, że black dociera daleko poza grono standardowych wielbicieli tej szufladki, problem w tym, że o ile za nim przepadam, tak czegoś mi w nim brakuje.

Tym "czymś" jest hardcore punk, ale nie mam na myśli crustu, w którym zakochany jest co drugi metalowiec, nic z tych rzeczy. Chodzi o brudny, klasyczny hardcore punk. W zestawieniu z black metalem daje to muzykę o jeszcze większej mocy i intensywności, a to chyba lubimy najbardziej? Dlatego najnowszy krążek Owls Woods Graves idealnie trafił w moje preferencje.

 

Mając Obywatelstwo Szaleństwa, doświadczamy muzyki stojącej na bardzo sprawnym przecięciu leśnego mroku i garażowego brudu oraz równie garażowej bezpardonowości. Tutaj nikt nie pyta o pozwolenie i nikt nie akceptuje próśb o zwolnienie. Duet E.V.T. i The Fall po prostu z miejsca wyciąga gazrurkę i niszczą wszystko, co staje im na drodze. Właśnie to uznaję za największą siłę tego projektu - autentyczny gniew i chęć siania przemocy.

 

Weźmy pierwszy z brzegu "Haunted Woods Hardcore" (nie wyobrażam sobie bardziej trafnego tytułu). Wszystko jedzie na pięknym, skandynawskim d-beacie, w refrenie dostajemy trochę skandowania i voilà - przepis na surowy hit już gotowy. Jeśli nie wierzycie, dalej w kolejce czeka "God Created a Ghoul" - przez większość czasu kawałek sunie raczej w średnim tempie, by na sam koniec zagęścić obroty do prędkości ponadświetlnych.

 

Na "Citizenship of the Abyss" gra po prostu wszystko. Od ogółów, czyli odpowiednio surowej, acz klarownej produkcji, przez adekwatną do całości, lekko naiwną oprawę graficzną, aż po najważniejsze, czyli klasowe numery. Jedyny element wydawnictwa, przy którym wstrzymałbym się od komplementów to "Butcher's Tears". Chcę w ten sposób pokazać, że jeśli wokalista nie umie śpiewać czysto, to niekoniecznie musi to robić. No, ale taki Lee Dorrian z Cathedral też miał z tym problemy, a jednak śpiewał... Należy mieć na względzie, że to tylko drobny, kosmetyczny szczegół, który całościowo w ogóle nie wpływa na postrzeganie albumu. Proste jak drut, ale tego chyba nie trzeba tłumaczyć.

 

Uwielbiam takie płyty, jak "Citizenship of the Abyss", gdzie nie znajdziecie żadnych śladów kalkulowania nieadekwatnych do profilu artysty, jego ambicji i całej masy innych niepotrzebnych rzeczy. Tutaj jest po prostu agresja i wybijanie zębów w trybie maszynowym. Ja z wielką chęcią dałem się poobijać, a wy?


Malignant Voices/2019



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce