"Mam Bo" to zaledwie cztery utwory i szesnaście minut muzyki. Tyle jednak wystarczy, by poczuć klimat twórczości grupy i zanurzyć się w nieoczywistych dźwiękach oscylujących na pograniczu jazzu, elektroniki, neoklasyki, hip-hopu i popu. To świetna płyta dla tych, którzy dotąd nie przepadali za jazzem i chcieliby posłuchać czegoś nowego, świeżego i odkrywczego.
Trio funkcjonuje od siedmiu lat, kusząc słuchaczy połączeniem punk rockowej energii i jazzowych odjazdów. Jest w tych dźwiękach przedziwna siła niepozwalająca przejść obok nich obojętnie, a "Mam Bo" jest jak hipnotyczny taniec angażujący umysł i ciało. Rozpoczyna się od wymownego sygnału saksofonu barytonowego w "My Body", gdzie po chwili dołączają miarowe uderzenia perkusji i basowy puls. Tajemnicze dźwięki budują napięcie i wprowadzając w trans, a dialog saksofonu i bębnów na długo zapada w pamięć.
W "Twinz" partie saksofonu brzmią jak drone'owe przestery, które równoważy melancholijna melodia basu, a lekkości dodaje delikatne brzmienie perkusji. W "Wiener Theme" jest nieco bardziej agresywnie, funkowo, a chwilami niemal metalowo. EP-kę wieńczy taneczny "Topo", hipnotyzujący chwytliwym rytmem. To świetny materiał na singiel oraz utwór, który z pewnością obroni się w wersji koncertowej.
Nie łatwo jest połączyć przystępne melodie z improwizacjami tak, by brzmiały intrygująco, a ich słuchanie sprawiało autentyczną przyjemność. Muzykom Pokusy udało się to. Otwarte umysły i chęć eksperymentowania prowadzą trio do ciągłego rozwoju, czego efektem jest chociażby współpraca Lado ABC, które wydało drugi długogrający materiał grupy (przewrotnie zatytułowany "Einz").
Natan Kryszk, Tymon Bryndal i Teo Olter nie boją się wyzwań. Podchodzą do swojej muzyki bezkompromisowo i określają ją mianem mięsa, co wynika z surowej i krwistej struktury, a jednocześnie witalnej i podatnej na dowolne kształtowanie. Po kilkunastokrotnym odsłuchaniu "Mam Bo" wiem jedno - o tym zespole będzie jeszcze głośno.
wydanie własne/2019