Obraz artykułu Kaleidobolt: Nieprzewidywalność i spontaniczność

Kaleidobolt: Nieprzewidywalność i spontaniczność

W połowie klasyczne, rockowe power trio, w połowie wyznawcy kosmicznych improwizacji, których chciałoby się ulokować gdzieś na kalifornijskiej pustyni, ale te pozaziemskie dźwięki dochodzą z zupełnie innego zakątka świata - z Finlandii.

Pod koniec maja Kaleidobolt zarejestrowało trzeci studyjny krążek ("Bitter"), zdecydowanie najbardziej oryginalny i najintensywniejszy w całym ich dorobku, a przyczynił się do tego także producent - Niko Lehdontie, czyli muzyk Kairon; IRSE! oraz Oranssi Pazuzu. Naszym celem jest tworzenie muzyki, która brzmi niebezpiecznie, która dąży do masy krytycznej i w każdym momencie może rozpaść się na kawałki - przekonują muzycy i nie ma w tym cienia przesady.

Rozmowa z Soundrive [odpowiadał Marco Menestrina, basista i wokalista]

Nie byłbym muzykiem, gdyby nie moi przyjaciele, z którymi zakładałem punkowe kapele, kiedy byliśmy nastolatkami.

Moja ulubiona muzyka z dzieciństwa to Michael Jackson.

Moja ulubiona muzyka z ostatnich miesięcy to "Porgy and Bess" Milesa Davisa i Gila Evansa, a do tego debiutancki album Mogul Thrash.

 

Moi ulubieni artyści niezwiązani z muzyką to Stanley Kubrick, Francis Bacon i William Burroughs.

We współczesnej muzyce najbardziej lubię/nie lubię... Nie ma niczego szczególnego we współczesnej muzyce, co mógłbym lubić albo nie lubić.

 

Najbardziej w koncertach lubię ich nieprzewidywalność i spontaniczność. Solidne wyćwiczenie sprawności w posługiwaniu się instrumentem jest niezbędną podstawą dla naładowania muzyki aż do jej masy krytycznej i wstrząśnięcia nią każdego wieczoru. Nie ma niczego nudniejszego od patrzenia na artystę - czy wykonawcę - odgrywającego bezpieczną i precyzyjnie zaplanowaną rutynę.

Nasza muzyka jest porównywana do surfowania na osuwisku.

 

Gdybym mógł sprawić, że jeden z utworów innego artysty stałby się mój, byłoby to "Kick Out the Jams" MC5.

Polska kojarzy mi się z jednymi z najlepszych operatorów filmowych i twórców filmów wszech czasów, wspaniałą gościnnością i gównianymi drogami. Niedawno odkryłem też i zakochałem się w muzyce Michała Urbaniaka, zwłaszcza w albumie "Inactin" z 1971 roku.

 

fot. Tekla Vály


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2025 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce