Obraz artykułu 100 gecs - "1000 gecs"

100 gecs - "1000 gecs"

86%

Bezdyskusyjnie 2019 rok w popie należy do Billie Eilish - wraz z jej debiutanckim albumem w zatęchłym mainstreamie nagle powiało świeżością i oby był to dopiero zalążek zmian. W popie nierozumianym jako muzyka popularna, a jako specyficzna estetyka nie było natomiast w ostatnich dwunastu miesiącach niczego bardziej śmiałego od pierwszego wydawnictwa 100 gecs.

Dylan Brady i Laura Les wykreowali coś świeżego przede wszystkim dlatego, bo zamiast odżegnywać się od realiów końca drugiej dekady XXI wieku, korzystają w pełni z jej dobrodziejstw, co - rzecz jasna - strażnikom "starego ładu" będzie nie w smak.

 

Z jednej strony głębokie osadzenie 100 gecs we współczesności wynika z kwestii czysto technicznych - Brady mieszka w Losa Angeles, Les w oddalonym o ponad trzy tysiące dwieście kilometrów Chicago i bez ogródek przyznają, że ich współpraca opiera się o przesyłanie plików eksportowanych z programu Logic Pro. Z drugiej strony (znaczniej istotniejszej) ich brzmienie jest ziszczeniem koszmaru przeciwników postmodernizmu. W tych dziesięciu utworach nie zderzają się dwie czy trzy skrajnie różne stylistyki, co już dawałoby wyrazisty kontrast, to raczej kipiąca zupa złożona z bubblegum popu, ska, brostepu, melodyjnego hardcore'u, nightcore'u czy metalu, która osobom używającym zwrotu ta dzisiejsza młodzież nie podejdzie nawet doprawiona toną tolerancji i otwartości.

 

Pierwsze dźwięki otwierającego album "745 Sticky" są wszystkim tym, czego ci dzisiejsi dorośli nie lubią najbardziej, czyli auto-tune wykorzystany bez umiaru, trapowy podkład i uderzenia basu niewspółmiernie głośne w porównaniu z resztą składników utworu. Wszystko to zostało jednak spotęgowane do niemalże karykaturalnych rozmiarów i chociaż nawet argument samoświadomości może być niewystarczający dla części słuchaczy, trudno o celniejsze odbicie rzeczywistości 2019 roku. Ten agresywny eklektyzm jest już przecież częścią naszej codzienności - dzieciaki widzą go w wykonanym różnymi technikami, poprowadzonym w ekstremalnym tempie "Niesamowitym świecie Gumballa", dorośli w szalonych filmach, gdzie punktem wyjściowym jest horror, docelowym natomiast... chyba nikt tego nie wie (na przykład "Mandy" albo "Ekstaza"), a i w samej muzyce można go dostrzec na skalę makro, czyli na festiwalach, gdzie ramię w ramię występują na przykład Arcade Fire, Slayer, Aphex Twin i Van Morrison. Nie jest to bynajmniej oznaka braku tożsamości, tak zwane "krzyżowe zapylanie" - czyli sieci inspiracji wpływających na rozwój nowych brzmień - jest obecne w muzyce od zawsze, różnica jest natomiast taka, że 100 gecs jest w tym podejściu całkowicie bezpruderyjne.

 

Są na "1000 gecs" lepsze przykłady stylistycznego rozstrzału, chociażby "800db cloud" - na początku przypominające Kero Kero Bonito, pod koniec początkujący cover band Dir en Grey - albo "I Need Help Immediately", dla którego trudno znaleźć celne porównanie (może sesyjny odrzut Oneohtrix Point Never), ale największe wrażenie robi przesłuchanie tych ledwie dwudziestu trzech minut w całości, jako zapis wolnego przepływu myśli i pomysłów, który musi cechować brak usystematyzowania i chaotyczność, a jednocześnie właśnie to nadaje mu unikalnego charakteru. Debiutancki materiał nie jest szczytem możliwości duetu, nie będzie jedna zaskoczeniem, jeżeli w nadchodzącej dekadzie nie tylko urosną do rangi headlinerów dużych festiwali, ale także znajdą licznych naśladowców.


Dog Show/2019



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce