Obraz artykułu Alcest - "Spiritual Instinct"

Alcest - "Spiritual Instinct"

80%

Mniej więcej rok temu obserwowałem zażartą dyskusję odnośnie zespołu In Flames i tego, czy jest jakkolwiek dobry. Większa część kolegów perorowała, że twórczość Szwedów odznacza się zbyt dużym procentem słodyczy, że zbyt klarownie to wszystko wyprodukowane i w ogóle złe. W końcu padł argument, że ładne melodie w metalu nie są potrzebne, bo od ładnych melodii są wykonawcy w innych nurtach, a po tak bolesnym argumencie wszyscy grzecznie się rozeszli i wrócili do pożyteczniejszych zajęć.

Wspomnienie tej anegdotki towarzyszy mi od czasu premiery najnowszego albumu Alcest i prowokuje pytanie, czy właściwie potrzebujemy melodyjnych zespołów metalowych? Czy przepięknie wyprodukowane i zapięte na ostatni guzik płyty utrzymane w tej stylistyce w ogóle mają rację bytu?

 

Jestem skłonny udzielić odpowiedzi twierdzącej z dwóch przyczyn. Jedną z nich jest oczywiście zapowietrzenie ortodoksyjnych metali zbudowanych ze spranego jeansu i piwa. Jeśli są wkurzeni, jeśli już ściągają koszulki w ramach festiwalu samozagotowania się, to znaczy, że istota metalu została zachowana. W końcu idea tej muzyki to płynięcie pod prąd, uciekanie od wszelkich wcześniej zarysowanych wzorców. Właśnie, uciekanie od wzorców, stąd bardzo łatwo można przeskoczyć w drugi powód, dla którego takie zespoły, jak Alcest są nam potrzebne. Bo ów Alcest, a wraz nim choćby Oathbreaker, Deafheaven czy nawet nasza Entropia są sobą. Jasne, działają na bazie inspiracji, ale mieszając i kombinując tworzą coś swojego.

 

Tak właśnie wygląda "Spiritual Instinct". To wzorowe świadectwo zespołu żyjącego własnym życiem, który wie, jaką ścieżką ma podążać. Najnowsze dzieło Neige'a i Winterhaltera jest naturalnym i płynnym rozwinięciem pomysłów z przełomowej "Kodamy". Dostaliśmy proste, aczkolwiek ujmujące aranżacje, zakorzeniony post-metal flirtujący z estetyką shoegaze i książkowe podejście do melodii. Przy melodiach chciałbym się zatrzymać, jestem bowiem pod dużym wrażeniem tego, jak dobrze Francuzi potrafią umiejscowić łkającą partię gitarową bądź klawiszowe smugi w swoich piosenkach. Nie wyczuwam w tym żadnej cepelii ani pastiszu, ale dostojność i końską dawkę melancholii. 

 

Alcest dobrze wie, którą stroną kaczka wodę pije i wie, że chwytliwe motywy muszą być dawkowane z gracją i smakiem. Weźmy chociażby singlowy "Protection" z energicznym riffem wiodącym i kontrastującymi z nim onirycznymi partiami wokalnymi. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu, a lekka naiwność tylko potęguje wrażenie obcowania z maksymalnie szczerym tworem. Takim, który został zbudowany przez ludzi zakochanych w post-metalowej estetyce. Nie ma w tym kalkulacji albo zagrywek wywołujących niezamierzony atak zażenowania. Podobnym przykładem może być zresztą wieńczący całość utwór tytułowy, który zgrabnie spina zawartość płyty w jedną klamrę. Nienachalnie przebojowa melodyka idzie w sukurs ciężkiemu riffowi, ale właśnie gdzieś w tle, między wierszami, czuć tę kojąco-senną aurę. To jest właśnie sekret wysokiego poziomu Alcest.

 

Nie ukrywam zadowolenia związanego ze "Spiritual Instinct". Dostałem produkt, w który włożono tonę zaangażowania i duży ładunek emocjonalny. W połączeniu z tym, że to nie jest tylko dobre opakowanie, że naprawdę mamy do czynienia z klasowymi piosenkami, pozostaje mi się tylko cieszyć. O taki metal, którego ludzie nie chcą nazywać metalem, wojowałem.


Nuclear Blast/2019



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce