Obraz artykułu Floating Points - "Crush"

Floating Points - "Crush"

80%

Główną inspiracją dla nowego albumu Floating Points - uczestnika zeszłorocznej edycji Soundrive Festival - były niedawne występy przed The xx. Brytyjski producent postanowił uchwycić agresywne brzmienie tych półgodzinnych występów, a efektem jest "Crush".

Wydawnictwo stanowi kombinację wielu stron i wrażliwości Sama Shepherda, ukazując jego rozwój jako klubowego didżeja, kompozytora, właściciela wytwórni i producenta w dwunastu złożonych utworach. To muzyka o skoncentrowanej intensywności, dostarczająca kilku motywów i struktur beatowych jednocześnie, odzwierciedlając aktywny umysł jej twórcy. Są także łagodniejsze, refleksyjne momenty równoważące tę intensywność, a z kombinacji tych dwóch oblicz powstał album o imponującej głębi i spójnej strukturze.

 

Punktem wyjścia jest brytyjska scena basowa, z którą manchesterski artysta związany jest od ponad dekady, Floating Points koncentruje się jednak na własnym, oryginalnym podejściu do gatunku i przeplata różne style elektroniki, wykorzystując w swoich utworach wpływy IDM-u, jungle, footworku, garage'u, żywiołowy house i techno. Zdecydowanie mniej jest tutaj natomiast jazzu, częstego elementu jego dotychczasowych nagrań. Na "Falaise" smyczki, flet, waltornia i inne instrumenty włączają się nawzajem, tworząc pole bitwy, ale to mylące wprowadzenie do albumu. "Crush" wyraźnie odchodzi od świata organicznych instrumentów wykorzystywanych przez producenta w przeszłości na rzecz czystszej w formie muzyki elektronicznej. W typowych utworach klubowych, jak symfoniczny 2-step "Anasickmodular", muzyka znajduje się albo w stanie konfliktu, albo załamania. Czasami, jak w przypadku dwuczęściowego "Apoptose", maszyny są po prostu pozostawione do pracy według własnego uznania. W innych nagraniach producent poświęca jednak większą uwagę dopracowaniu niesfornych syntezatorów.

 

W centrum albumu znajduje się najbardziej taneczne "LesAlpex", wspinające się z zapartym tchem w kierunku szczytu, z tętniącym basem i wysokimi gwizdami, które przerywają napięcie. "Last Bloom" to z kolei abstrakcyjna, elektroniczna improwizacja, charakteryzująca się natarczywym, rytmicznym pulsem. To jeden z najlepszych utworów na płycie, w którym Shepherd wywołuje kontrastowe nastroje i uczucia. Echogeniczne efekty dźwiękowe i elektroniczne oscylacje nadają "Karakul" atmosferyczne poczucie przestrzeni, brzmi to jak fale radiowe z jakiejś odległej części wszechświata. Na "Environments" ołowiany róg kołysze się pośród drgającej perkusji, początkowo bardzo delikatnie. To jeden z wielu momentów na płycie przypominający ostatni album Thoma Yorke'a. Kiedy już się rozpędza, bębny zaczynają się odrywać, a w tle słyszymy kwaśne akordy syntezatorowe.

 

Dla fanów ostatnich, często pięknych poszukiwań Shepherda nieco klaustrofobiczna atmosfera, minimalistyczne analogowe drifty syntezatorów i niespokojnie rykoszetowe bity "Crush", mogą być zaskoczeniem, jeśli nie rozczarowaniem. Nowa płyta jest jednak świadomym kontrapunktem dla orkiestrowych poszukiwań "Mojave Desert" i wyraźnym powrotem do podstaw. Album może czerpać z klasyki indietroniki, ale daleko mu do nostalgicznej melancholii - wyraźnie skłania się ku przyszłości. Nagrania są instrumentalne, ale wiele z nich zainspirowała poważna, społeczno-polityczna tematyka - na przykład "Sea Watch" dedykowane jest kapitanowi statku, który przewiózł do Włoch czterdziestu migrantów. Shepherd odmalowuje zarówno gorączkowy chaos, jak i rozpadające się piękno świata, w którym żyjemy.


Ninja Tune/2019



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce