Wydana w 2017 roku post-black metalowa "Miasma" to jeden z najciekawszych polskich albumów ostatnich lat. Każdy, kto spodziewał się kontynuacji zbliżonych brzmień na jej następcy z pewnością mocno się zdziwi. Muzycy porzucili growle i blasty na rzecz przepełnionych melancholią akustycznych, folkowo zabarwionych brzmień i wokalnej subtelności. "Remnants" zdecydowanie bliżej do nostalgiczno-balladowego oblicza Blindead z okresu "Absence" czy do dokonań Lunatic Soul niż do twórczości takich grup, jak Cult of Luna, Isis albo Neurosis. Pozostał jednak bardzo wyraźny wspólny mianownik - mrok wyczuwalny zarówno w dźwiękach, jak i w treści poszczególnych kompozycji.
Druga płyta warszawiaków to wydawnictwo bardzo szczere i poruszające. Sześć utworów buduje trwającą trzy kwadranse spójną opowieść o zmaganiach ze starością, bolesną stratą bliskiej osoby, tęsknotą i dobijającą samotnością. Dominuje w nich atmosfera schyłkowości, przytłaczającego smutku i refleksyjności. Poruszające teksty doskonale korespondują z zawartością muzyczną płyty. Kolejne fragmenty płynnie łączą się ze sobą, snują niespiesznie, nieco sennie, a jednocześnie hipnotyzują i nie dają o sobie zapomnieć.
Gitary elektryczne ustąpiły miejsca akustycznym, perkusyjne galopady zostały zastąpione delikatnymi, miarowymi uderzeniami i bliskowschodnimi rytmami, podobnymi do dokonań Mariusza Dudy w ramach projektu Lunatic Soul, a growle i krzyki w znacznej mierze zmieniły się w czyste, chóralne śpiewy na głosy - tajemnicze, intrygujące, a jednocześnie wywołujące uczucie niepokoju szczególnie w formie a capella lub na tle melodii skrzypiec (na których gościnnie zagrała Julianna Grzeszek), nadając kompozycjom mrocznego i tajemniczego charakteru. Całość, podobnie jak poprzednie wydawnictwo, została zrealizowana w Nebula Studio, z pomocą gitarzysty Tides From Nebula, Macieja Karbowskiego, dzięki czemu nabrała przestrzennego brzmienia.
"Remnants" to jeden z najsmutniejszych i najbardziej ponurych albumów tego roku, niekoniecznie pod kątem muzycznym, bardziej ze względu na ładunek emocjonalny i rosnące z minuty na minutę napięcie. Oddziaływanie tej płyty na słuchacza może być bardzo silne - u wrażliwego odbiorcy może wywołać łzy tęsknoty za bliskimi i za chwilą ostatecznego pożegnania, tych trochę bardziej "odpornych na emocje" może zaś wprawić w nostalgiczno-depresyjny nastrój. Tym samym trudno będzie wracać do tej płyty często i chętnie na przykład po to, aby posłuchać jej na przykład do popołudniowej kawy czy chcąc zrelaksować się po ciężkim dniu. "Remnants" wymaga zaangażowania i odpowiedniego nastawienia.
Jedno jest pewne, Rosk nie stoją w miejscu i nie odgrywają nowej wersji patentów znanych z debiutu. Ich drugi album to odważny krok w nowym kierunku i początek nowego, interesującego rozdziału. Kwestią indywidualnych preferencji pozostaje, czy taka forma spodoba się słuchaczom. Dosłownie za moment muzycy ruszają w trasę po Polsce z Tides From Nebula, podczas której zaprezentują nowe kompozycje - jestem bardzo ciekawa, jak sprawdzą się w koncertowych aranżacjach.
Pagan Records/2019