Nowy krążek, wyprodukowany przez Luke'a Smitha (Foals) i Claudiusa Mittendorefera (Parquet Courts), nie utracił młodzieńczej, agresywnej energii debiutu (duża w tym zasługa nowej członkini zespołu, basistki Lidii Palmeiry), to jednak wydawnictwo bardziej dojrzałe i głębsze pod względem tekstowym. Muzycy są tym razem mniej zainteresowani komentarzem politycznym, oczywistą krytyką Trumpa i Brexitu, nawet pomimo faktu, że członkowie Life chętnie angażują się w działalność o charakterze społecznym. Więcej tu osobistości i szczerości. Sygnalizuje to już otwierająca piosenka, z bardzo dosadną linijką: And it feels like your life must mean something, but it points to nothing.
"A Picture of Good Health" jest krążkiem poświęconym tematyce dojrzewania, przesiąkniętym bardzo realnymi, bardzo aktualnymi problemami, przed którymi stoją dziś dwudziestolatkowie. Wiele utworów dotyka kwestii zdrowia psychicznego. Dobrym przykładem jest "Half Pint Fatherhood" oparte na biografii lidera zespołu, Meza Sandersa-Greena, przyglądające się samotnemu ojcostwu (I could really be a father). Żywiołowe "Moral Fibre" jest refleksją na temat nowo zdobytej popularności zespołu i ironicznym obrazem przemysłu muzycznego. Wreszcie w "Bum Hour" Mez narzeka na często ogarniające go wrażenie kompletnej nudy (I just want to lie and sleep in - and all my mates are out of town - this is the bum hour calling!).
Drugi album Life jest przede wszystkim ekscytującym krążkiem punkowym. Członkowie zespołu z pewnością widzą wartość w powtórzeniach jako substytut dużego refrenu lub chwytliwego gitarowego riffu. Energia i ton nadawany przez muzykę przesłania czasami potencjalnie ponurą naturę tematyki niektórych utworów. Nie oznacza to jednak, że muzycy nie eksperymentują z gatunkową formułą, wyraźnie zdradzając zainteresowanie różnymi odcieniami muzyki gitarowej. Na przykład "Excites Me" wyraźnie nasiąknięte jest psychodelią, zahacza o krautrock, podczas gdy organy wprowadzają elementy brzmienia z lat 60. Funkowy riff basowy "Never Love Again" kładzie podwaliny pod równie funkowy utwór. Gdzie indziej, ironiczne "Thoughts" miesza się z post-punkową intensywnością i przywodzi na myśl Idles albo Fontaines D.C. To strumień świadomości, w którym lider rzuca najdziwniejsze pomysły na swoje życie od zbudowania kościoła w kraju trzeciego świata (I would document it on Twitter and Instagram and talk about it constantly) do przemiany w hardcore'owego perkusistę (to tone my arms) i kupowania większej liczby książek (to get me laid). Nonszalanckie "Hollow Thing", z moim ulubionym refrenem na płycie, prowadzone jest przez gitarę, pulsujące linie basu i nieustanną perkusję. Podsumowaniem krążka jest ekspresyjny monolog "New Rose in Love", zaledwie pięćdziesięciosekundowy nietypowy utwór miłosny o wyraźnie performatywnym charakterze. Sanders-Green wymienia rzeczy, które jego zdaniem won't do it, by wielokrotnie podsumować: The only thing that does it is You.
Na pierwszym albumie dywagowali nad szerszymi implikacjami obecnego klimatu politycznego, tutaj, na bardziej introspektywnym, choć wciąż niezmiernie żywiołowym "A Picture of Good Health", odnoszą się do spraw bardziej osobistych. Mez mówi w swoich tekstach o bezdomności, narkomanii, kulturze konsumpcyjnej, poczuciu bezsilności i wykluczeniu, a jego głos nasuwa nieodparte skojarzenia z młodym Markiem E. Smithem. Life są bez wątpienia jednym z najbardziej interesujących młodych zespołów z Wysp, a ich nowy, bardzo satysfakcjonujący, krążek jest pozycją obowiązkową.
Afghan Moon/2019