Po otwarciu książeczki towarzyszącej wydawnictwu poza czarno-czerwoną oprawą graficzną z domieszką białego, która budzi skojarzenia z kolorystyką charakterystyczną dla duetu The White Stripes, w oczy rzuca się hasło Nagrobki to nie punk!. Jak więc brzmi ten album? Krótko pisząc, jest wypadkową tego, co artystom w duszy gra. Oczywiście próba jakiegokolwiek szufladkowania tego materiału prawdopodobnie zakończy się fiaskiem. Sami muzycy mówią, że jest to autorska mieszanka gitarowego noise'u, zimnej fali, polskiego big beatu oraz wczesnego black metalu.
Wszystkie te elementy można odnaleźć w dziewięciu fragmentach albumu - ośmiu autorskich i jednym coverze Gówna, poprzedniego zespołu grającego na gitarze Salomona i perkusisty Witkowskiego. Są w nich echa klawiszowych nowofalowych odjazdów, chwilami ocierających się o stylistykę disco, psychodeliczne partie gitar, jazzowe improwizacje, hałaśliwe przestery, lecz przede wszystkim wpadające w ucho, nieskomplikowane melodie, którym niedaleko zarówno do punk rockowych piosenek The Clash, jak i popowych przebojów z lat 80. To najbardziej przystępna i przebojowa płyta zespołu, która przy odrobinie szczęścia może otworzyć mu drogę do szerszej rozpoznawalności.
Podobnie jak w przypadku poprzednich wydawnictw pomysłodawcom Nagrobków w nagraniach materiału towarzyszyli przyjaciele, a zarazem znakomici muzycy - na gitarze basowej zagrał Olo Walicki, zaś na saksofonach i klarnecie Mikołaj Trzaska.
Warto zwrócić także uwagę na teksty zawarte na "Pod Ziemią" - wielowarstwowe i dające do myślenia. Już sam tytuł wydawnictwa nie pozostaje jednoznaczny - bezpośrednio odnosi się do sali prób znajdującej się pod gdańskim klubem Ziemia, a zarazem nawiązuje do konwencji traktującej o przemijaniu i ulotności życia. Poszczególne utwory subtelnie korespondują z aktualną sytuacją społeczno-polityczną w naszym kraju. Nie ma w trumnie radia ze "Spowiedzi Umarłego" czy fragment: Kto ty jesteś? Jestem nikt. Co tam niesiesz? Niosę krzyż. A w co wierzysz? Wierzę w nic z wieńczącego płytę "Nigdy już nie wróci" zdają się być niesamowicie aktualne.
Odnośnie poczucia humoru coś dla siebie znajdą tu także wielbiciele słownych żartów z poprzednich dokonań grupy. Muzycy nagrali bowiem dalszy ciąg historii "Matki Jedynej", o której śpiewali na płycie "Granit". Aspekt humorystyczny znajdziemy także w tekście "Idę do ciebie mój ojcze", z chwytliwym zaśpiewem: Nie, nie, tylko nie mnie, idealnie nadającym się do wspólnego skandowania na koncercie. Natomiast czytając tytuł szóstego utworu - "Chciałbym nie wierzyć w nic" - trudno oprzeć się wrażeniu, że muzycy inspirowali się twórczością grupy Raz Dwa Trzy. A może to tylko przypadek?
Wzorem sugestii zespołu przedstawionej w gazecie dołączonej zamiast książeczki do debiutu "Stan prac", także i w przypadku nowej płyty prawdopodobnie nie ma sensu dłużej męczyć się z recenzją. Jakie znaczenie ma to, czy "Pod Ziemią" będzie przyjęte przez słuchaczy, czy media entuzjastycznie, neutralnie czy negatywnie wobec nieuchronności śmierci? Cokolwiek bym napisała i tak pozostanę bezradna wobec tego, co czeka prędzej czy później każdego z nas. Jednak zamiast czekać, aż koniec nastąpi, warto spojrzeć na toczące się wydarzenia z perspektywy krzywego zwierciadła i jeszcze trochę się pośmiać.
Thisisnotarecord/2019