Porównanie do Tame Impala nie jest pozbawione sensu, do tej pory Temples wydawali się podążać w bardzo podobnym kierunku. O ile korzenie debiutanckiej płyty były osadzone w klasycznej psychodelii, z licznymi aluzjami do The Beatles i wokalnych harmonii "Pet Sounds" i "Smile", o tyle na kolejnym krążku wyraźniej zaznaczyły się inspiracje elektroniką. "Volcano" (drugi album, z 2017 roku) miało dwa bardzo udane single - "Certainty" i "Mystery of Pop", ale pomimo eksperymentalnych zainteresowań muzyków, materiał zdecydowanie ustępował swojemu poprzednikowi (jak również porównywalnym nagraniom Tame Impala). Wygląda na to, że James Bagshaw i jego koledzy również nie byli przekonani do słuszności swojego wyboru - "Hot Motion" jest dla angielskiej grupy powrotem do korzeni. Jest to również pierwsza płyta Temples wydana przez ATO Records (Alabama Shakes, King Gizzard & The Lizard Wizard).
Utwory znajdujące się na tym krążku brzmią bardzo znajomo - choć nie jest to całkowite odejście od syntezatorów, zdecydowany nacisk zostaje położony na gitarowe riffy i potężne refreny. Piosenki Temples mają wciąż bardzo poetyckie i nostalgiczne zabarwienie. Na pewno silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej jest głos Bagshawa, wciąż naśladujący swoich idoli, ale charakteryzujący się większą pewnością siebie i niezależnością. Wśród wyróżniających się nagrań należy wymienić utwór tytułowy, wprowadzający głębsze, bardziej mroczne faktury do zazwyczaj pogodnej stylistyki tria. Kombinacja perkusji i gitarowego riffu sprawia, że "Hot Motion" łatwo zapada w pamięć. "Holy Horses" wnosi glam rockową atmosferę budowaną przez "galopującą" sekcją rytmiczną. Podniosła melodia ustępuje nieco cięższemu, niepokojącemu brzmieniu końcówki utworu, który powinien stać się koncertowym hitem.
Świetne, uzależniające "The Howl" zaskakuje nieco marszową stylistyką, podniośle apelując: Raise you head up, stamp your feet, hang the world down by a thread. Większość utworów na płycie jest jednak dużo bezpieczniejsza, jak przebojowe, ale nieco przesłodzone "You're Either on Something" - gdyby nagranie to znalazło się na debiutanckiej płycie zespołu, z pewnością nie zaliczałoby się do jej najmocniejszych punktów. Bardziej przekonującym popowym momentem jest "Context" z refrenem przypominającym wspomniane single z "Volcano". Szczególnie rozczarowuje monotonna końcówka płyty - zanim wykorzystujące melotron "Monuments" wprowadza nieco urozmaicenia, słuchacz zaczyna odnosić wrażenie, że przez pomyłkę zaczął słuchać tej samej płyty od nowa., z kolei "It's All Coming Out" brzmi jak próba napisania utworu Temples przez sztuczną inteligencję. "Atomise" zaczyna się jako akustyczna ballada, ale przechodzące w bardziej "typowy" dla zespołu utwór i okazuje się niewypałem, tak samo jak kompletnie nie przekonujące "Step Down" czy "Not Quite the Same" (usiłujące naśladować linię basową w charakterystycznym stylu "Currents"). Far away from here, make it disappear - wątpię, by muzykom zależało na takich odczuciach w stosunku do własnej muzyki...
Na "Hot Motion" Temples brzmią wyraziście i ciężko zarzucić im imitowanie tuz z przeszłości - znajdują własne miejsce pośród licznej konkurencji, umieszczając siebie na krawędzi pomiędzy klasyczną psychodelią a bardziej współczesnym brzmieniem. Trudno nie odnieść wrażenia, że nowej płycie brakuje odwagi "Volcano", nawet jeśli krążek jest niewątpliwie lepiej skonstruowany niż jego nierówny poprzednik. Ciężko zestawiać go jednak w jednej lidze z tegorocznymi dokonaniami Toy, Psychedelic Porn Crumpets, o wydawnictwach King Gizzard & The Lizard Wizard nie wspominając. Jeśli angielskiemu zespołowi zależy na dominującej pozycji na scenie, musi on częściej pozwalać sobie na ryzyko.
ATO Records/2019