Na waszyngtońskiej scenie hardcore punkowej zawsze działy się rzeczy przełomowe, od Bad Brains przez Minor Threat aż po Rites of Spring. Gauche to kontynuacja tej tradycji, nieco bardziej przystępna, ale równie celnie komentująca rzeczywistość.
Rozmowa z Soundrive [odpowiadała Daniele Withonel - perkusistka]
Moja ulubiona muzyka z dzieciństwa to prawdopodobnie Miami Sound Machine albo Sheila E. Moi rodzice zawsze uwielbiali muzykę z silnymi kobiecymi wokalami i często włączali ją w samochodzie. Mama zawsze słuchała Pat Benatar, Heart i tak dalej, a tata uwielbiał Fionę Apple, która bardzo mnie wciągnęła, kiedy byłam nastolatką i nadal ją lubię. Ale kiedy byłam jeszcze młodsza, kiedy byłam naprawdę dzieckiem - w wieku ośmiu do dziesięciu lat - podobały mi się wytworne, szybkie i taneczne rzeczy, a Miami Sound Machine było najlepsze z nich wszystkich. Bardzo silnie wiążą się z moim dzieciństwem - od razu wyobrażam sobie podróżowanie w samochodzie mojej mamy w pełnym rynsztunku Houston Rockets, słuchanie "Primitive Love", trzymanie pudełka od płyty i przyglądanie się twarzy Glorii Estefan.
Moja ulubiona muzyka z ostatnich miesięcy to nowy album Lany Del Rey - "Norman Fucking Rockwell". Jest absolutnie niesamowity. Nigdy nie byłam fanką Lany, ale przez ten cały szum wokół nowego materiału, sprawdziłam go i muszę przyznać, że to naprawdę ma moc. Jest też nowy zespół z Filadelfii - Drill, właśnie wypuścili demówkę, w którą bardzo się wkręciłam.
Nasza muzyka jest porównywana do dosłownie wszystkiego [śmiech]. Gauche często bywa porównywane do The B-52's, co jest dla mnie olbrzymim zaszczytem, bo są chyba moim ulubionym zespołem wszech czasów. Przeważnie jednak pojawia się długa lista wszystkich tych klasycznych zespołów post-punkowych - Kleenex/Liliput, Gang of Four, Devo, Au Pairs i tak dalej. Ich też uwielbiam, więc zupełnie się tym nie przejmuję.
Moim celem w muzyce jest dobra zabawa i wyrażanie siebie, a także powstrzymanie potrzeby wystawiania sobie oceny i porównywania się do innych. To najbardziej wymagające zadanie, jakiemu kiedykolwiek przyszło mi sprostać.
Gdybym mogła sprawić, że jeden z utworów innego artysty stałby się mój, byłoby to... O rany, to takie trudne! Może "Genius of Love" Tom Tom Club albo "I Feel Love" Donny Summers?
Polska kojarzy mi się z... w końcu to pytanie, hura. Wyruszyłam w pierwszą trasę po Europie, kiedy miałam dwadzieścia dziewięć lat i chyba nie potrafię nazwać uczucia, jakie mi wtedy towarzyszyło. Bardzo obawiałam się trzydziestki i braku sukcesu na koncie. Z jakiegoś dziwnego powodu to uczucie zniknęło, kiedy dotarłam do Polski. Moje hedonistyczne instynkty przejęły władzę i postanowiłam po prostu dobrze spędzić czas, cieszyć się chwilą i nie martwić się tym, jak moje życie wygląda z zewnątrz dla innych, a raczej skupić się na życiu w pełni. Rany, tak bardzo upiłam się w Krakowie... Ale poznałam też dwóch bardzo bliskich przyjaciół, z którymi wciąż jestem w kontakcie. Polska stała się magicznym miejscem w mojej pamięci, odkryłam Siekierę i Witolda Gombrowicza, byłam naprawdę zachwycona. Wróciłam kilka lat później na wakacje z moim chłopakiem i wciąż jet to dla mnie totalnie magiczne miejsce.