Obraz artykułu Cult of Luna - "A Dawn to Fear"

Cult of Luna - "A Dawn to Fear"

84%

W czasach nadmiaru informacji, chęci posiadania wszystkiego "na już", pośpiechu i pędu przed siebie spada popularność długogrających płyt, którym trzeba poświęcić więcej czasu, przyjrzeć się okładce, wczytać w teksty. Zdecydowana większość artystów publikuje swoje dokonania na serwisach streamingowych, skupiając się częściej na singlach, playlistach, teledyskach i kilkuutworowych EP-kach niż na pełnych albumach z historią w tle. Są jednak muzycy, którzy postępują wbrew obowiązującym trendom.

Osiemdziesiąt minut muzyki - taką długość płyty upodobały sobie w ostatnich tygodniach zespoły metalowe. Album o takiej długości nagrał Tool, a lada dzień ukaże się równie długie studyjne wydawnictwo Szwedów z Opeth. Niemal osiemdziesięciominutowa jest także siódma płyta Cult of Luna - jednego z najważniejszych obok Neurosis, Isis i Pelican przedstawicieli stylistyki post-metalowej.

 

Po wydaniu wspólnej, atmosferycznej i eklektycznej płyty z udziałem wokalistki Julie Christmas, Szwedzi postanowili wrócić do brzmień, które są im najbliższe. Nagrali album mroczny, porażający sludge i doom metalowym ciężarem, zdominowanym przez gęste riffy, blasty i growle. Nie pozbawili go jednak melodyjności. Brzmienie jest potężne, a jednocześnie wielowarstwowe. Początkowo zdaje się być dość jednorodne, lecz z czasem odsłania przed słuchaczem kolejne tajemnice i z biegiem czasu uzależnia.

 

"A Dawn to Fear" jest świetnie wyprodukowany, wymaga uwagi i zatrzymania się na chwilę, by w pełni docenić jego zawartość. Tworzy go osiem kompozycji układających się w spójną całość - atmosferyczną, hipnotyzującą, łączącą ciężar z przestrzennością. Utwory naturalnie się rozwijają, narastają w nich napięcie i energia. Co jednak najważniejsze, nie brakuje w nich szczerych emocji, wśród których dominują niepokój, strach, smutek, nostalgia i melancholia. Mrok sekcji rytmicznej wzmagają wyraziste growle, równoważą z kolei gitarowe melodie, klawiszowe przestrzenie, pogłosy i czysty wokal, dodający kolorytu na przykład kompozycji tytułowej oraz "We Feel the End".

 

Sekcje instrumentalne zapierają dech w piersiach, niejednokrotnie przyprawiając o dreszcze (jak w najdłuższym, piętnastominutowym "Lights on the Hill") i wprowadzając w trans (jak w chwilami tanecznym "Nightwalkers", czy kołyszącym ambientową lekkością i efektami "We Feel the End"). Długość albumu traci na znaczeniu - mimo że całość trwa niemal półtorej godziny, nie sposób zauważyć upływu czasu, podobnie jak w przypadku oglądania filmu z wciągającą i skłaniającą do refleksji fabułą.

 

Utwory zawarte na "A Dawn to Fear" z powodzeniem mogłyby posłużyć jako ścieżka dźwiękowa do ekranizacji losów seryjnego mordercy skazanego na tułaczkę pod osłoną nocy. Mnóstwo tu obrazowych metafor wzmagających nastrój niepokoju i niejednoznacznych przemyśleń pozostawiających odbiorcy szerokie pole do własnej interpretacji.

 

To zdecydowanie jedno z najlepszych wydawnictw w ponad dwudziestoletnim dorobku zespołu. Piękno zderza się na nim z brutalnością, a pośród mroku pojawia się jaśniejsza, kontrastująca poświata. To płyta, na której nie znajdziecie zbędnych fragmentów ani znacząco przewyższających artystycznym kunsztem pozostałe. Całość urzeka naturalną energią, szczerością wykonania i skłania do myślenia. To świetna propozycja dla fanów długich, wielowarstwowych kompozycji, poszukujących w dźwiękach głębi, tajemniczości i hipnotyzującego charakteru.


Metal Blade/2019



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce