2018 był dla warszawskiej grupy rokiem przełomowym. Podczas hucznych obchodów dziesięciolecia koncertowej działalności, w trakcie piętnastych urodzin warszawskiego klubu Progresja, muzycy oficjalnie ogłosili początek nowego rozdziału - działalności w trzyosobowym składzie. W trakcie nagrań piątego albumu zespół opuścił gitarzysta Adam Waleszyński, czy zmiany personalne przyczyniły się do rewolucji stylistycznej w muzyce?
Post-rock w wykonaniu Tides From Nebula nigdy nie był zwyczajny, oklepany i schematyczny. Pośród budujących napięcie gitarowych partii, dopełnionych soczystym brzmieniem basu, niebanalnymi perkusyjnymi galopadami i przestrzennym brzmieniem klawiszy zawsze znajdowało się miejsce dla zapadających w pamięć melodii oraz emocjonalnych fragmentów. Utwory mieniły się paletą muzycznych barw i nastrojów, wywołując radość, euforię, a także wprawiając w melancholię, niepokój, chwilami zalewając słuchacza tajemniczością i mrokiem.
Na piątym studyjnym albumie warszawiaków nic się w tym względzie nie zmieniło. Siedem fragmentów łączy się w spójną całość, pełną emocjonalnych uniesień, brzmieniowych smaczków i zmian tempa. Nie brakuje tu jednak przede wszystkim świetnych kompozycji. Poszczególne utwory mimo że pozbawione są wokalu i są znacznie dłuższe niż typowe piosenki, mają radiowy potencjał. Przykuwają uwagę przystępnością, chwilami wręcz popową przebojowością, kontrastującą z transową atmosferą, niemal klubową tanecznością i gitarowymi szaleństwami. Trudno przypisać je do konkretnej muzycznej kategorii. Post-rockowym ścianom dźwięku towarzyszą podniosłość i rozmach muzyki filmowej oraz solidna porcja energetycznej elektroniki.
"From Voodoo to Zen" to świetnie brzmiąca płyta, doskonale zrealizowana i dokładnie taka, jaką muzycy sobie wymarzyli. Maciej Karbowski, Przemek Węgłowski i Tomasz Stołowski nagrali i wyprodukowali ją we własnym studiu, dzięki czemu mogli pracować nad jej ostatecznym kształtem niemal w domowym zaciszu i komfortowych warunkach, szlifując każdy brzmieniowy detal, by w pełni oddawał emocje towarzyszące im w danej chwili. Wyraźnie słychać to we fragmentach porażających naturalną energią i radością wspólnego grania. To szczere, kompletne dzieło, chwilami kameralne i nastrojowe, momentami zaś bardzo przestrzenne, odsłaniające przed odbiorcą poszczególne tajemnice przy każdym kolejnym odsłuchu.
"From Voodoo to Zen" sprosta oczekiwaniom zarówno miłośników chwytliwych i refleksyjnych melodii, jak również wielbicielom budowania instrumentalnych sekwencji oraz wyrafinowania. Rozpoczyna się od transowego, pełnego tajemniczych pogłosów i stopniowo ujawniającego swoje post-rockowe oblicze "Ghost Horses". "The New Delta" urzeka z kolei delikatnym brzmieniem klawiszy i kołyszącymi partiami gitary, z czasem coraz bardziej skocznymi.
Nieokiełznaną, udzielającą się od pierwszych taktów radość muzycy demonstrują w "Dopamine", zaskakującym wręcz swoim tanecznym obliczem. W "Radionoize" melodia znów płynie niespiesznie, wprowadzając w melancholijny nastrój. Piąty, tytułowy utwór wyróżniają przepiękne dźwięki instrumentów dętych, równoważące nieco mroczny wstęp kompozycji. Bardzo przebojowy jest zaś przedostatni "Nothing to Fear And Nothing to Doubt", z riffem przypominającym dokonania The Edge'a z U2. Najbardziej doniosły jest natomiast ostatni "Eve White, Eve Black, Jane" ujmujący ciepłym, pełnym nadziei brzmieniem.
Muzycy Tides From Nebula są doskonałym przykładem na to, że warto marzyć i wierzyć we własne umiejętności. Pozostając ludźmi podchodzącymi z ogromną pokorą do swojej twórczości, nagrali album kompletny, który stopniowo uzależnia i nie daje o sobie zapomnieć. Na "From Voodoo To Zen" pokazali, że bycie sobą i konsekwentne podążanie własną muzyczną drogą ma sens.
Mystic Production/2019