Obraz artykułu Ex Hex - "It's Real"

Ex Hex - "It's Real"

79%

Nazwijcie to zawodowym skrzywieniem (praca w marketingu), szóstym zmysłem lub po prostu życiowym doświadczeniem. Mam nosa do wyczuwania fałszu i dotyczy to zarówno ludzi, jak i tego, co słyszę w muzyce. Ex Hex specjalnie jednak przyglądać się nie muszę, bo ułatwił mi to sam zespół, nazywając swoją drugą, najeżoną przebojami płytę tytułem "It's Real".

O prawdziwości w muzyce i autentyczności twórców mówi się nie od dziś. Każdy z was słyszał na pewno o przypadku grupy Milli Vanilli, a także o niedawnej akcji z "zawyżaniem" swojej popularności przez frontmana Threatin. Zresztą wcześniej też dochodziło do takich sytuacji - podszywanie się pod Elvisa (Jimmy'emu Ellisowi, który przyjął pseudonim Orion i wydał płytę pod znaczącym tytułem "Reborn", dość długo udawała się ta sztuka), tworzenie zespołowych podróbek przez wytwórnie (casus The Animals i The Zombies) czy zupełnie zmyślona historia o projekcie Davida Stewarta i Kary DioGuardi o nazwie Platinum Weird. To oczywiście przykłady z najwyższej półki oszustw, ale równie dużo mówi się o wiarygodności artystów, którzy osiągnęli sukces i za którymi stoi jakaś idea. W ostatnim czasie na tapecie były chociażby Greta van Fleet czy Billie Eilish i choć nie zamierzam tu roztrząsać tego, czy te projekty obliczone są na konkretny zysk i czy to źle (w końcu twórcze inspiracje i pomysł na siebie mogą iść w parze; to żadna ujma), to jednego jestem pewien - za modą i opracowaną wcześniej myślą przewodnią na pewno nie podążają dziewczyny z Ex Hex.

 

Zespół z Waszyngtonu gra absolutnie niemodnie. Robił to od początku, choć na upartego na debiucie "Rips" sprzed pięciu lat można by znaleźć kilka nowocześniejszych rozwiązań. Na tegorocznym "It's Real" już tego nie uświadczymy. Ba, nie znajdziemy też inspiracji syntezatorowymi latami 80., nie ma tu też cienia brzmień nadchodzącego revivalu na ostatnią dekadę poprzedniego wieku. Nie ma też krzty przeżywającej rozkwit psychodelii ani eksperymentów polegających na łączeniu gatunków (o dziwo to też stało się już stylem samym w sobie). Jest bardzo staro brzmiący hard rock w swojej popowej odmianie. Power pop i AOR - czy ktoś pamięta te gatunki?

 

No dobrze, power pop przeżywa jako taki renesans, choćby za sprawą takich projektów, jak Mannequin Pussy, Sheer Mag czy Sunflower Bean. Zespoły te unowocześniły jednak gatunek, dodały do niego kapkę świeżości współczesnego indie. Ex Hex wraca z kolei do lat 70., do twórczości takich grup, jak Foreigner, Journey czy Jefferson Starship. Okrasza to odrobiną garażowego brzmienia i energii, ale polewa przy okazji lukrem z kiczowatych, prostych i wpadających w ucho melodii. W dodatku grupa gra je w tak uroczy i bezpretensjonalny sposób, że nie da się jej nie wierzyć.

 

Otwierający "Tough Enough" iskrzy od gitarowych mostków i wtrąceń, które upiększają nośną melodię przewodnią utworu. To wokół niej kręci się cała reszta, a tej jest sporo, bo zgodnie z wykładnią uprawianiego stylu - więcej znaczy lepiej. Jeśli masz pomysł na kilka riffów, gitarowe przejście, a po drodze przychodzi ochota na zagranie krótkich solówek, to co robisz? Nie, nie tworzysz kilku różnych piosenek, a po prostu grasz to wszystko w przeciągu niespełna czterech minut ("Rainbow Shiner", choć ten sposób aranżacji tyczy się właściwie każdego kawałka). Do tego zespół potrafi przenieść nas wprost do skąpanych słońcem Stanów Zjednoczonych sprzed kilku dekad ("Good Times", "Want It To Be True"), poromansować z pop punkiem ("Diamond Drive"), przypomnieć wspólnie odśpiewywanymi chórkami, dlaczego tak bardzo brakuje nam Fleetwood Mac ("No Reflection"), wskrzesić ducha glam rocka ("Cosmic Cave") i zmusić do uronienia łzy oraz wspólnego śpiewu zapełniony po same brzegi stadion ("Talk To Me"). A to wszystko w oprawie tekstów o wakacyjnych romansach, poważniejszych miłościach, tęsknocie i o tym, co najważniejsze - dobrej zabawie.

 

Paradoksem Ex Hex jest to, że tworząc w 2019 roku muzykę inspirowaną dość zapomnianymi, a przynajmniej jeszcze nie tak wyeksploatowanymi w ostatnim okresie gatunkami stają się jednym z ciekawszych grających obecnie zespołów. I nawet jeśli podczas przyszłorocznych wakacji nastąpi gwałtowny nawrót AOR, to dziewczyny i tak będą miały nad nimi przewagę. Nie dlatego, że były "pierwsze", a dlatego, że mają w swoim repertuarze naprawdę świetne piosenki.


Merge Records/2019



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce