Za społeczno-politycznym zaangażowaniem kryje się pułapka banalności i powtarzania wyświechtanych frazesów. Nie każdy potrafi wykrzyczeć coś na wzór: Lights out, guerrilla radio!, czasami wychodzi zamiast tego: Don't want to be an American idiot, don't want a nation under the new media... Black Futures przynależą raczej do pierwszej z tych kategorii, choć zdarzają się na debiutanckim albumie momenty bledsze.
Premierę "Never Not Nothing" poprzedziło wydanie szeregu singli i każdy z nich był dokładnie taką dawką wściekłych melodii, jakich można by oczekiwać od brytyjskiego zespołu czerpiącymi pełnymi garściami z punkowej przeszłości starszych kolegów po fachu. Słychać to na przykład w "Riches", gdzie od strony instrumentalnej niemal sielankowe partie przeplatają się z dekadenckim tekstem, a kulminacja następuje w ostatniej minucie, kiedy prosty rytm w metrum 4/4 aż podrywa z krzesła.
Black Futures bynajmniej nie są jednak spadkobiercami (czy też naśladowcami) brytyjskiego punk rocka. Za najbardziej reprezentatywny dla ich twórczości utwór należałoby uznać otwierające album "Love", gdzie gościnnie kilka wersów wyrapował P.O.S. (znany między innymi z kolektywu Doomtree). To tutaj spotykają się wszystkie kontrkulturowe inspiracje duetu - jest punkowa prostota, jest bunt charakterystyczny dla wczesnego hip-hopu i jest podany na chłodno gniew przypominający wczesna lata industrialu oraz EBM.
"Karma Ya Dig!?", "Body & Soul" czy "Trance" to kolejne single kipiące od komercyjnego potencjału, który dotąd nie został spożytkowany chyba tylko z woli samego zespołu. W "Me.TV" można z kolei usłyszeć Bobby'egp Gillespie, lidera Primal Scream, który spełnia podobną funkcję, do jakiej dzisiaj często bywa zapraszany Iggy Pop - jest melorecytującym poetą. Wypowiada zresztą w tym utworze słowa jakże bliskie również polskiej rzeczywistości: Wszyscy przeciwko wszystkim, to wasza mentalność, co stanowi gorzki komentarz zwycięstwa populizmu we współczesnej polityce.
Kiedy Black Futures trafiają, to z takim impetem, że trudno się od ich muzyki oderwać, ale nie zawsze potrafią sami sobie dorównać. Na przykład "Youthman" brzmi jak zlepek kilku wcześniejszych utworów i właściwie tylko w ostatniej, szalonej, przypominającej muzykę klubową minucie ujawnia własny charakter. Nawet tyle nie udało się jednak wykrzesać z "Gutters" czy z wieńczącego album "Power Drunk".
Siedem udanych utworów na dziesięć to i tak imponujący wynik, a w dodatku podobniej jak Rage Against the Machine było idealnym tłem dla politycznego niepokoju z początku XXI wieku czy Crass dla końcówki lat 70. wcześniejszego stulecia, tak i Black Futures doskonale wpisują się w dzisiejsze nastroje. Nawet jeżeli więc przyszłość we wszelkich wizjach maluje się czarno, można odnaleźć tu nieco pokrzepienia.
Music For Nations/2019