Obraz artykułu Velvet Negroni - "Neon Brown"

Velvet Negroni - "Neon Brown"

79%

Gatunek muzyczny to coraz bardziej pozbawiona sensu kategoria. Zawsze znajdą się wprawdzie pasjonaci oldschoolowego death metalu czy wyznawcy podtrzymujący kult free jazzu, ale częściej pozostaje sięgnięcie po puste hasło "muzyka alternatywna" albo z drugiej strony wymienienie całego szeregu wpływów. W przypadku "Neon Brown" będą to r'n'b, hip-hop, reggae, dub, pop i jeszcze równie niedookreślone hasełko - "muzyka elektroniczna".

Nagrywanie nietypowej muzyki wymaga nietypowego życiorysu, a Jeremy Nutzman ma za sobą "odpowiednią" przeszłość. Dorastał w Minneapolis, pod nadopiekuńczym okiem białych chrześcijan, którzy adoptowali go i już w wieku pięciu lat wprowadzili obowiązkowe lekcje gry na fortepianie. Minimum godzina dziennie. Żadnej świeckiej muzyki. Jak to zazwyczaj w takich przypadkach bywa, wreszcie musiał nastąpić moment buntu - Nutzman porzucił kościół, wniknął w lokalną scenę muzyczną, pomieszkiwał w squatach i w salach prób, aż wreszcie został zaproszony przez Justina Vernona na wspólne występy z Bon Iver (można go także usłyszeć w utworze "iMi" z albumu "I, I"), a Kanye West i Kid Cudi zsamplowali go w jednym z kawałków na "Kids See Ghosts". "Neon Brown" nie jest więc skromnym debiutem anonimowej postaci, już na starcie wiele osób będzie chciało przekonać się, kogo te prominentne nazwiska tak ochoczo promują. Nutzman nie musi się jednak obawiać weryfikatorów, jego muzyka broni się sama.

 

Pierwsze dźwięki otwierającego album "One One" to gitara akustyczna - instrument dzisiaj bardzo popularny w okołohip-hopowych projektach, zwłaszcza jeżeli da się do nich dopisać określenie "emo". Akustyk dobrze się sprawdza jako transmiter służący do przekazywania osobistych wyznań i wzmocnienie przygnębiających treści. Z takimi intencjami korzysta z niego Velvet Negroni, choć kiedy już przesłucha się całe wydawnictwo, trudno nie odnieść wrażenia, że mamy tu do czynienia ze swoistym intrem, gdzie pełen potencjał artysty intencjonalnie zahamowano dla zbudowania ciekawszej dramaturgii tych blisko pięćdziesięciu minut.

 

W "Wine Green" Nutzman pokazuje szerszą paletę swoich wokalnych umiejętności, oscyluje gdzieś pomiędzy balladą reggae a głosem przypominającym Jaia Paula. Najmocniejszy punkt "programu" następuje natomiast chwilę później - "Kurt Kobain" choć najkrótsze na albumie, jest najbardziej reprezentatywne dla twórczości Velvet Negroni, a zarazem najbardziej przebojowe. Do wachlarza porównań można tutaj dorzucić jeszcze Blood Orange czy nawet Prince'a, z którym kojarzy się nie tylko głos, ale również przygrywająca w tle gitara, tym razem elektryczna. Ciekawym i wciąż nabierającym na sile zjawiskiem jest także fascynacja Kurtem Cobainem przez twórców ze środowiska hip-hopowego. Wspominałem o tym już dwa lata temu, przy okazji recenzji albumu They., którzy w liderze Niravany widzą idola. Z drugiej strony dla słuchaczy rocka Cobain przez pewien czas był wręcz obiektem żartu i bohaterem memów, co jeszcze dobitniej pokazuje, że o granicach gatunkowych wkrótce będzie można czytać już tylko w artykułach historycznych.

 

Głos jest najmocniejszym argumentem Nutzmana. To dzięki niemu tak proste od strony instrumentalnej utwory, jak "Poster Child" czy "Nester" nabierają charakteru, ale zdarzają się także kompozycje, które - podobnie jak "Kurt Kobain" - kradną uwagę odniesieniami do przeszłości. Retrobrzmienie przypominające ścieżki dźwiękowe z filmów z początku lat 80. można odnaleźć między innymi w "Feel Let" i "Choir Boy", w dużym stopniu za sprawą sposobu użycia coraz rzadziej spotykanej w muzyce pop marimby. Dla niektórych słuchaczy i słuchaczek wadą może się okazać natomiast monotonia, w jaką "Neon Brown" popada w końcówce, ale z drugiej strony można to potraktować jak wprowadzanie w stan romantycznego letargu i dbałość o jednolity przekaz.

 

Szkoda, że poza "Kurt Kobain" nie ma na debiucie Velvet Negroni wyrazistych przebojów,  ale dostaliśmy dzięki temu spójny materiał, co w czasach dominacji playlist jest coraz rzadziej spotykane. Najlepiej słuchajcie "Neon Brown" w całości, a zwłaszcza w nadchodzące, długie, jesienne wieczory i na letnich festiwalach, bo na pewno w sezonie 2020 Nutzman będzie chętnie zapraszanym gościem.


4AD/2019



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce