Obraz artykułu Dogs in Trees - "Echo"

Dogs in Trees - "Echo"

78%

To będzie wyjątkowo chłodny sierpień, przynajmniej dla tych osób, które zdecydują się spędzić go z nowym albumem Dogs in Trees. "Echo" to powrót zimnofalowego projektu po czteroletniej przerwie i to bardzo udany powrót.

Począwszy od 2011 roku Dogs in Trees publikowało nowe materiały regularnie każdego roku, ale po poprzednim krążku ("Pióra mew") zamilkli na znacznie dłużej. Ten czas nie został jednak zmarnowany - "Echo" to najbardziej spójne i przemyślane wydawnictwo nagrane już nie przez duet, ale przez trzech muzyków. Nie mogę napisać, że dodanie "żywej" perkusji (zasiada za nią Tymek Lasota) poprawiło brzmienie zespołu, bo syntetyczne, miarowe bity z wcześniejszych utworów również miały specyficzny urok. Dobrze natomiast, że zespół nie tkwi wciąż w tym samym brzmieniu, bo ile jeszcze mógłby nagrać identycznych albumów?

 

Akustyczna perkusja siłą rzeczy nieco ociepliła brzmienie Dogs in Trees, ale to co najwyżej przesunięcie z długiej listopadowej nocy na deszczowy marzec, kiedy od czasu do czasu można sobie pozwolić na zdjęcie rękawiczek. Dochodzą do tego inne zmiany - tym razem aż sześć z dziesięciu utworów napisano w języku polskim (poprzednio był tylko jeden na dziewięć), a w dodatku Paweł Goździewicz zdecydowanie odszedł od beznamiętnego śpiewu spod znaku The Sisters of Mercy czy Mephisto Walz. Na "Echo" jego wokal jest uwydatniony, wolny od pogłosu i innych efektów. Dodajmy zepchnięcie elektroniki na odleglejszy plan i okazjonalne dodawanie akustycznej gitary, a suma tych wszystkich elementów będzie prowokować do skojarzeń nie z brytyjskimi klasykami, a raczej z Republiką, która potrafiła łączyć nową i zimną falę z post-punkiem, alternatywnym rockiem, czasami nawet z popem. Okazuje się, że Dogs in Trees posiada tę sama umiejętność, szkoda tylko, że przyszło im tworzyć w czasach, kiedy nie mogą liczyć na podobną popularność ("Twarze" albo "Krwi" w latach 90. miałyby szanse wyrosnąć na przeboje).

 

Niech was nie zwiodą liczne nawiązania do przeszłości - muzycy Dogs in Trees nie zajmują się renowacją dawnych brzmień i wystawianiem ich jako nowe. "Echo" straciło nieco archaiczną produkcję, jaką charakteryzowały się poprzednie wydawnictwa zespołu, a tła konstruowane na bazie syntezatora po wyodrębnieniu prawdopodobnie sprawdziłyby się w utworach synthwave'owych. Aktualna jest również tematyka tekstów, na przykład w "Episkopacie brudu" zostajemy skonfrontowani z problemami natury osobistej (Mam przeczucie, że coś stracę - pieniądze, przyjaciół lub pracę. Nie mam poczucia tożsamości - sam cień, sama skóra, same kości), które z czasem urastają do rangi ogólnospołecznych i stanowią punk zapalny, który może prowadzić do zrywu i sprzeciwu (Władza w ręce ludu, przyszedł czas na episkopat brudu. Doktryna spoi skrzydła mas, przemówimy jednym głosem kolejny, kolejny raz). Sprzeciwu wobec czego? Tego można dowiedzieć się z kolejnego utworu - "Zamarza", gdzie gościnnie pojawiła się nie tylko Aga Grajkowska-Wierzba ze znakomitą partią saksofonową, ale również zsamplowani politycy, których głosy na pewno rozpoznacie.

 

"Echo" to duży krok naprzód dla Dogs in Trees, zdecydowanie najciekawiej skomponowana pozycja w ich dorobku, najbardziej zaskakująca i mimo wszystko (mimo ogromnej słabości do ich wcześniejszych nagrań), sprawiająca wrażenie najbardziej osobistej, co tym razem wyraźne jest nie tylko w tekstach, ale także w samej muzyce. Jeżeli sięgać po brzmienia z przeszłości, to tylko po to, żeby rozwijać je właśnie w taki sposób.


Alchera Visions/2019



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce