Obraz artykułu Amyl and the Sniffers - "Amyl and the Sniffers"

Amyl and the Sniffers - "Amyl and the Sniffers"

81%

Nie da się wynaleźć koła po raz drugi, co nie znaczy, że rekonstruowanie momentu jego powstania nie może być rozrywkowe. Amyl and the Sniffers urządzają taki przerysowany, jednocześnie hołdujący i drwiący teatrzyk dla proto-punkowych kapel i są w tym znakomici.

Amy Taylor wygląda jakby zerwała się z koncertu New York Dolls, a wydziera się z zawziętością porównywalną do najbardziej zadziornych kawałków Patti Smith. Koledzy z zespołu nie pozostają dłużni, serwują brudnego rock'n'rolla spod znaku The Stooges, MC5 czy ich rodaków z Radio Birdman. Nie ma w tym za grosz oryginalności, ale przed nudą ratuje ten jeden element, który może sprawić, że zespołowi zakorzenionemu głęboko w dokonaniach poprzednich pokoleń ujdzie to na sucho - szczerość.

 

Kiedy w "Gacked on Anger" padają słowa: I'm working off my ass, every single day for the minimum wage and I don't get paid, I don't have a house, I can't pay the rent, I'm sleeping on the floor, in a car, in a tent, trudno nie odnieść wrażenia, że to po prostu kolejna wariacja na temat pistolsowego no future. Pracujemy dużo, zarabiamy za mało, życie jest trudne... Banał, ale czy można mieć pretensje do Taylor, że przez te wszystkie dekady nic się nie zmieniło? Dla kontrastu są także teksty o miłości i o imprezowaniu, teksty trochę o niczym, ale wykrzyczane tak, że sprawiają wrażenie ważnych. Nie ma zresztą czasu na analizowanie ich, większość utworów na debiucie Amyl and the Sniffers trwa poniżej trzech minut, a z głośników wydobywają się tak krewko, że zdają się jeszcze krótsze.

 

Nie ma i nie będzie żadnego kontrargumentu na zarzut o odtwórczość. Jeżeli grzebanie w przeszłości brzydzi was, a koszulkę Sex Pistols w hipermarkecie widzicie jako płytę nagrobkową punk rocka, to nie istnieją argumenty, którymi mógłbym was do australijskiej ekipy przekonać. Jeżeli natomiast zauważyliście już, że czas stanął w miejscu, a opisywanie muzyki jako przynależącej do którejś z minionych dekad nie tylko przestało być możliwe, ale wręcz wszystkie te lata zderzyły się ze sobą, wymieszały i tworzą czasoprzestrzenne limbo, w którym nawet granie na bębenku w jaskini nie byłoby zbyt archaiczne, to istnieje duża szansa, że Amyl and the Sniffers porwą was swoją nieokiełznaną energią, która na albumie i tak przybiera formę nieco ugrzecznioną. Prawdziwe szaleństwo to koncerty.

 

Punk rock jest jak karaluch. Można wytykać mu sprzedanie się, można ostentacyjnie nosić koszulki z napisem punk is dead, może wykpiwać dzisiejsze poczynania gwiazd roku 1977, a on i tak to wszystko przeżyje, wypełznie z jakiejś zapyziałej dziury w najmniej spodziewanym momencie i raz jeszcze obrzydzi cały świat. Poza tymi, którzy kochają karaluchy. Dla nich premiery takich albumów, jak "Amyl and the Sniffers" to święto.


Rough Trade/2019



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce