Na "Amen" zabrakło koncepcji, większość utworów przypominała jeden i ten sam, w kilku wariacjach, co szybko wywoływało znużenie i zawód, bo wiele osób - ze mną włącznie - dużo sobie po tym materiale obiecywało. W przypadku "The Sailor" było natomiast dokładnie na odwrót - nie obiecywał sobie niczego, a okazało się, że w ciągu roku Rich Brian znalazł na siebie pomysł i uwolnił się od presji zarzucania słuchaczy kolejnymi bangerami.
Nowa wizja jest odległa od pierwotnej. Utwór tytułowy otwiera album skromnym bitem i odrobinę ponurym rapem, ale mniej więcej w połowie przechodzi transformację - w podkładzie zaczynają dominować skrzypce, dochodzi chór, dochodzą leniwe dźwięki gitary akustycznej i już wiadomo, że to będzie artystyczny odlot w stylu Tylera, the Creatora czy Kendricka Lamara. Następne w kolejności "Rapapapa" jest wprawdzie - jak tytuł wskazuje - nieco bardziej imprezowe, ale już w "Yellow" Brain w pełni pokazuje, na co go stać. Trap ściera się z muzyką filmową, śpiew z rapem i chórkami, gdzieś w trakcie pojawiają się fortepian i orkiestra, i właściwie można zapomnieć, że mamy do czynienia z albumem tagowanym przez platformy streamingowe jako hip-hop.
"The Sailor" ma jeszcze wiele odcieni. W "Kids" Brian opowiada swoją historię od nikomu nieznanego dzieciaka z Indonezji do jednej z popularniejszych raperów w Los Angeles na tle funkującego podkładu rodem z filmów blaxploitation; w "Vacant" wyciąga wysokie tony na skromnym, elektronicznym tle niczym James Blake; w "Slow Down Turbo" wplata elementy synthwave'owe; a w wykonany wraz z Joji (innym członkiem 88rising) "Where Does the Time Go" trapowe "werble" zostają skonfrontowane z folkowymi akordami odgrywanymi na akustyku. Żeby nie było aż tak kolorowo, są też momenty słabsze, chociażby "100 Degrees" niepotrzebnie podkręcone auto-tunem, którego nie mam zamiaru demonizować, niemniej skoro Brian potrafi świetnie śpiewać bez jego użycia, to po co korygować to, co naturalnie brzmi dobrze? Na plus można odnotować także skromną liczbę zaproszonych gości - na dwanaście utworów przypadają tylko trzy osoby, a w dodatku ich obecność jest uzasadniona kompozycyjnie, a nie tylko komercyjnie, co ostatnio pogrzebało chociażby debiutancki album Chance'a the Rappera.
We wrześniu Brianowi stuknie dwudziestka, więc zamiast mieć pretensje o to, że przy pierwszym albumie powinęła mu się noga, na większą uwagę zasługuje nagranie czegoś tak imponującego, jak "The Sailor" w tak młodym wieku. Jest tu trochę naiwnych tekstów o trudach życia codziennego, ale w zakresie kompozycji trafił się nam kolejny światły umysł, który będzie kształtował przyszłość hip-hopu.
88rising/2019