O Ericu Whitney'u pisaliśmy na Soundrive wielokrotnie, ale napędzająca go nieustanna ewolucja (wizerunku i brzmienia) jest na tyle fascynująca, że trudno nie wrócić do tej twórczości, kiedy tylko nadarza się okazja. Potrójną okazją są natomaist EP-ki z trzema utworami na każdej - krótkie, ale tak różne od siebie materiały, że gdyby nie podpis, nikt nie rozpoznał w nich tego samego autora. Jako pierwsze ukazało się w tym roku "Fear Network" - laurka Ghostemane dla siebie samego, ale sprzed dwunastu-trzynastu lat, kiedy uczył się grać na gitarze i stawiał pierwsze kroki na scenie hardcore punkowej. Nie ma tu ani krzty hip-hopu, ani jednego rapowanego wersu i tylko momentami można usłyszeć charakterystyczną barwę głosu Whitney'a, resztę wypełnia wrzask.
Ghoste jest przy tym szczery i czuje się w tej stylistyce doskonale, ale nikogo nie powinno to dziwić, w końcu od lat występuje również z black metalowym Baader Meinhof, a w planach ma reaktywację hardcore'owego Nemesis. Ten ostatni zespół jest zresztą ważny historii jego przemiany, bo to właśni z nimi po raz pierwszy w życia sięgnął po rap. To miał być żart, bonusowy utwór skonstruowany na bicie Naughty By Nature, ale bakcyl został przekazany, a po przeprowadzce z Florydy do Los Angeles wykiełkował w kompletnie nowe wcielenie Ghostemane.
"Fear Network" trwa cztery minuty, czyli nie aż tak mało, jeżeli weźmie się pod uwagę to, że zawartość EP-ki najbardziej przypomina dokonania Brutal Truth, początki Napalm Death i innych grindcore'owych szaleńców. Autor tych dźwięków ma jednak do tego stopnia otwartą głowę, że nie brzmią ani banalnie, ani odtwórczo i z jednej strony chciałoby się usłyszeć pełen album (czyli pewnie ze dwadzieścia minut), a z drugiej właśnie te krótkie gatunkowe wyskoki dodają pomysłom Ghoste wyjątkowości. To jak z Tarantino sięgającym po spaghetti westerny i przerabiającym je na własną modłę - gdyby tak wyglądał każdy jego film, szybko byśmy się znudzili i zaszufladkowali go. Nie chcę używać górnolotnego porównania i nazywać Ghostemane rapującym Tarantino, ale... trochę tak jest.
Na szczęście w wydaniu koncertowym Ghostemane to już nie tylko on i producent (a przynajmniej nie zawsze), jest także gitara elektryczna, jest perkusja, więc wszystkie te wcielenia mogą przeplatać się i zachwycać bogactwem. "Fear Network" brzmi znakomicie, ale dopiero po dodaniu do reszty repertuaru będzie miało ogromną moc.
Blackmage/2019