Zostawmy jednak wątek amerykański - poświęciliśmy mu już cały odcinek podcastu - bardziej zastanawiające jest to, skąd bierze się tak silne skojarzenie muzyki z porą roku, co najwyraźniej pojawiło się również w głowach członków i członkini Vermona Kids, ponieważ sami o brzmieniu swojego debiutu napisali na-oślep-wakacyjne. Być może to zaledwie kwestia sentymentu, bo dzisiejsi trzydziesto-czterdziestolatkowie, którzy w okresie pokwitania słuchali rocka, najprawdopodobniej trafiali właśnie na tego rodzaju zespoły, a może jednak lato brzmi jak przesterowane gitary wygrywające zgrabne melodie i autorefleksyjne teksty prawie wykrzykiwane, ale jeszcze na tyle bliskie śpiewowi, że mogłyby wpaść w ucho nawet kogoś, kto na co dzień słucha zupełnie innej muzyki?
Jakby nie było, Vermona Kids trafia dokładnie w ten nastrój i już od pierwszego na krążku "[A Famous College Movie Quote]" zaraża hałaśliwą przebojowością. Objawy to przytupywanie i okazjonalne uderzanie w niewidzialną perkusję, a w skrajnych przypadkach kilka innych para-tanecznych zachowań z rodzaju tych, do których nigdy byśmy się nie przyznali. "North" to z kolei utwór z samotnego pokoju zagubionego nastolatka i aż trudno uwierzyć, że tych słów nastolatek nie napisał: I never wanted to remember any words that brought me down. I'm comatose and I'm in pieces, it feels so wrong. Nie ma w tym jedna wyrachowania, z jakim stare punki czasami jeszcze śpiewają o braku przyszłości, choć zarabiają krocie i mają zapewnioną spokojną starość. Bartek Tajak wyśpiewuje każdy jeden wers tak, jakby jego życie miało od tego zależeć i ja mu w te emocje wierzę.
Mam gdzieś z tyłu głowy myśl, że tak jawne inspirowanie się cudzą muzyką i nierobienie z nią niczego oryginalnego zasługuje na krytykę, z drugiej strony w 2019 roku pisanie wpadających w ucho, niebanalnych melodii to wcale nie tak powszechna umiejętność, a dla części "alternatywnych" artystów wręcz wstydliwa. Może więc przewrotnie robiąc krok wstecz, ale niezmiennie stawiając na szczerość, Vermona Kids przywraca wartość, która w dzisiejszej gitarowej muzyce niesłusznie uchodzi za archaizm. Nie nazwałbym tego natomiast nostalgią, a raczej odnalezieniem w sobie tej pierwotnej radości z tworzenia muzyki, jaką mogą odczuwać tylko nastolatki.
Dorośli ludzie nie mają wakacji, mają tylko lato, ale "Very Sorry" na chwilę zwraca ten błogi stan, kiedy troski i obowiązki na dwa miesiące znikają. Czy jest to natomiast muzyka, która może trafić do osób wciąż celebrujących wakacyjny czas? Dla tej garstki, która wciąż ma słabość do gitar i szuka głębiej niż dyskografia Foo Fighters pewnie tak, choć może to być dla nich doświadczenie równie dziwne, co oderwanie się od "Fortnite'a" i zagranie w podchody.
wydanie własne/2019