Ta kompozycja to "Big Kraśka" i jest naprawdę "big". Najpierw kilka dźwięków na saksofonie wygrywa lider zespołu, później - po krótkiej pauzie - równie osamotniony zaczyna pianista Marcel Baliński (autor większości muzyki znakomitego Entropia Ensemble) i wtedy zaczyna się magia. Niespodziewanie dodatkowym źródłem niskich tonów okazuje się syntezator, który znakomicie współgra z perkusją Wiktorii Jakubowskiej (współpracującej z między innymi Pauliną Przybysz czy Ralphem Kaminskim) i kontrabasem Franciszka Pospieszalskiego (w tym roku wydał album ze swoim triem, znacznie bardziej "klasyczny" i równie interesujący). Z każdą kolejną minutą jest coraz bardziej "free", a wiodące role zaczynają odgrywać rogi - trąbka Marcina Elszkowskiego i saksofon Jerzego Mączyńskiego. Trwa to prawie do czwartej minuty i nagle milknie, zatacza koło do wyciszającego wstępu, na który pierwotnie wygospodarowano tylko kilka sekund. Łącznie niby tylko siedem minut, ale nie jeden zespół na długości całego albumu nie potrafi z siebie równie wiele wykrzesać.
Każdy kolejny utwór (a razem jest ich trzynaście i trwają aż siedemdziesiąt jeden minut) można by w podobny sposób rozkładać na tworzące go elementy, ale to największa przyjemność wynikająca z odsłuchiwania tego materiału. Warto znaleźć trochę czasu, żeby oddać mu się w całości i zamiast w tym samym czasie odpisywać na maile albo szykować obiad, po prostu słuchać. Zespół Mączyńskiego to kolejny z licznych dowodów z ostatnich lat na ogromną różnorodność i niesamowicie wysoki poziom młodego jazzu z Polski, ale tutaj sytuacja jest o tyle inna, że ścierają się wpływy bardzo różne, wizje absolwentów kilku uczelni, którzy zanim zaczęli grać razem, mieli już na koncie inne przedsięwzięcia. W jazzie to oczywiście naturalne, a jednak Algorhythm czy EABS mają dość stałe konstrukcje przypominające pod tym względem raczej kapele rockowe. Nie ma w tym niczego złego, niemniej na "Jerry & the Pelican System" rozległość inspiracji jest bardzo słyszalna, a szukanie wspólnego języka pozwoliło odnaleźć jednocześnie bardzo świeże brzmienie.
Jazz to wolność. Trafił na jakiś czas pod zabory łatwej i przyjemnej muzyki na zlecenie, zamawianych projektów do filharmonii, które nie powinny stawiać przed słuchaczami wymagań. Ten przykry trend odchodzi jednak w cień, dogorywa na kilka "eleganckich" festiwalach, ale jazz amerykański, brytyjski i sądzę, że w równym stopniu polski wracają do korzeni, do muzyki buntu i otwartości, a "Jerry & the Pelican System" to jeden z tych albumów, których przy opisywaniu tego zjawiska nie można pominąć.
Warner Music/2019