Pierwszy sukces Hugh Anthony'ego Allisona przyszedł w 2008 roku, kiedy klip do "Huzzah!" stał się hitem internetu (ale nie tego polskiego). To była raczej ciekawostka, kawałek o wódce wyrapowany na bicie ze "Scumbags" Necro i takie były też mixtape'y oraz EP-ki, które na przestrzeni tych wszystkich lat ukazywały się regularnie (łącznie dziesięć pozycji). Zawsze jednak czegoś im brakowało, zawsze wydawały się wstępem do znacznie większego wydarzenia i wreszcie nadeszło.
Odroczony sukces jest wynikiem między innymi szkodliwej działalności wytwórni. Jak to często bywa, duzi wydawcy mają tendencje do wyrządzania młodym, ambitnym podopiecznym krzywdy i próbują podcinać im skrzydła na rzecz ustalonego przez siebie biznesplanu (kto nie wierzy, niech posłucha "EMI" Sex Pistols). Dlatego Mr. Muthafuckin' eXquire nie zadebiutował pod skrzydłami Universala, a dopiero po rozwiązaniu z nim umowy. Jeżeli dzięki temu nie wpadł w trapową... ekhm... pułapkę i nie został zmuszony do nagrania wspólnego kawałka z Cardi B, to chwała mu za odwagę.
Już na otwarcie dostajemy kawałek daleki od trendów, ze słowotokiem wypluwanym obok bitu, który zdaje się być z kolei zaczerpnięty z włoskiego filmu klasy B z lat 80., co zresztą teledysk zdaje się potwierdzać. "FCK Boy!" pozwala również rozwinąć porównanie do Sex Pistols, bo muzyka Mr. Muthafuckin' eXquire jest równie prosta i równie ochoczo sięga po sprawdzone patenty, doprowadzając je do ekstremum, różnią się tylko narzędzia, czyli laptop zamiast gitary. Pod prąd pisane są także teksty, w tym jednym utworze pojawia się stanowisko w moralnym konflikcie dotyczącym słuchania muzyki nagrywanej przez szuje (R. Kelly can rot in hell, but his music too good to mute) czy odniesienie do nachalnego promowania luksusowych marek przez wielu pop-raperów (Fuck Prada, Burberry, fuck Louis Vuitton too. They ain’t do nothing racist but that's just in case they do). Punkowe i hip-hopowe ekipy niegdyś trzymały się razem, bo przyświecały im podobne, kontrkulturowe ideały. Gdzieś się to wszystko rozeszło, kiedy muzyka i jednych, i drugich zaczęła przynosić dochody, ale Mr. Muthafuckin' eXquire pozwala snuć fantazje, jak mogłaby się ta współpraca ukształtować w późniejszych latach.
Warto dokładnie przestudiować teksty Allisona - są wśród nich zarówno jasno zadeklarowane stanowiska polityczne, jak i osobiste przeżycia - ale z drugiej strony można też zupełnie się nimi nie przejmować, a głos potraktować jako dodatkowy instrument. To na tyle niestandardowo wyprodukowany album, że nawet po oddzieleniu od treści robi duże wrażenie. Najlepszym przykładem jest singlowe "A Definite Maybe" - ocierające się o noise, stawiające podkład i wokal niemalże w stanie wojny domowej. Każdy dźwięk zdaje się ciężyć ku innej stylistyce, momentami eXquire śpiewa wysokim głosem na tle, którego nie powstydziłoby się Death Grips, kiedy indziej gościnną zwrotkę rzuca Wiki - białas o niekompletnym uzębieniu i aparycji lumpa, co w jakiś sposób przekłada się na jego zblazowany flow. Podobnych kontrastów jest jeszcze mnóstwo, a odkodowywanie ich zapewnia "Mr. Muthafuckin' eXquire" dużą żywotność.
eXquire od dekady trafiał na listy najbardziej niedocenionych raperów wszech czasów, ale debiutancki materiał może przyniesie temu kres. Dominacja hip-hopu wypycha na przód nie tylko konformistów braggujących o swoim bogactwie, lecz równie dziwaczne, nietuzinkowe postacie pokroju kolektywu Brockhampton albo Ghostemane, a nowojorski raper to właśnie jeden z takich oryginałów.
Chocolate Rabbit/2019