Na nowym albumie zespół oddalił się bardzo daleko od gitarowej stylistyki, z którą kojarzona była ich wczesna twórczość. "False Alarm" jest raczej wycieczką w świat elektronicznego popu, z licznymi aluzjami do stylistyki lat osiemdziesiątych (w której mieści się również dowcipny, kampowy teledysk do "Talk"). Muzycy zarzekają się jednak, że nie zależy im na podążaniu za trendami i mieli całkowitą kontrolę nad powstającym materiałem. Zmiana została podyktowana chęcią urozmaicenia i "zaktualizowania" brzmienia Two Door Cinema Club. Członkowie grupy uważają, że w przeszłości duża część ich materiału była zbyt "bezpieczna" i nastawiona na zaspokojenie spragnionej rockowych przebojów publiczności. Stąd nieco przekorne zainteresowanie klawiszami.
Nowy krążek jest w tym założeniu świadectwem doświadczonych muzyków, bogatszych o życiową mądrość, ale wciąż pełnych młodzieńczego wigoru. Zaskakiwać może dobór zaproszonych gości - w "Satisfaction Guaranteed" słychać Mokoomba, afropopowy projekt z Zimbabwe, miksujący gatunki i style (ich trzy albumy opromienione zostały jednomyślnym uznaniem krytyków), z kolei w "Nice To Meet You" gościnną zwrotkę dodał Open Mike Eagle, raper z Chicago. Promując premierę nowego albumu, Two Door Cinema Club dosłownie wystrzelili egzemplarz "False Alarm" w kosmos. Na ile jednak studyjne eksperymenty wpłynęły na brzmienie zespołu z Bangor/Donaghdee?
Głównym problem tego krążka jest jego zastanawiająca nierówność. Gdyby oceniać go wyłącznie przez pryzmat singli, nie ustępowałby znacząco dotychczasowym wydawnictwom Two Door Cinema Club i jest prawdopodobnie lepszy od "Gameshow". Chwytliwe "Talk" nawiązuje stylistyką do klimatów Devo, ale już "Satellite" nie wyróżnia się niczym szczególnym. Najlepiej wypada "Dirty Air" - muzycznie zbliżone do dokonań Franz Ferdinand, a tematycznie inspirowane kryzysem klimatycznym. Większość tekstów koncentruje się jednak wokół zagrożeń związanych z cyberprzestrzenią. Zespół przekazuje tak odkrywcze tezy jak - liczba lajków na twoim społecznościowym profilu nie nadaje ci żadnej wartości, wyobrażenia pozyskane dzięki sieci często odbiegają od rzeczywistości i tak dalej. Wszystkie te tematy były oczywiście poruszane już wcześniej... przez Two Door Cinema Club. "Gameshow" również był krytyką mediów społecznościowych i niepohamowanej konsumpcji. Nowy krążek to pod tym względem więcej tego samego.
Gościnne występy nie wnoszą spodziewanej świeżości, a dodatek Open Mike Eagle'a jest zupełnie chybiony - zwrotka rapera na bicie nieudolnie naśladującym "plastikowy soul" Bowiego jest nie tylko irytująca, ale także zbyt długa i w mniej cierpliwym słuchaczu może wywołać chęć przewinięcia. Podobnie silnie irytuje chyba tylko falset w "Already Gone". Na pochwałę zasługują atmosferyczne, nieco funkowe "So Many People" oraz "Think" z interesującą linia basu i zniekształconym wokalem (wyraźnie czerpiące z dokonań Childisha Gambino). Nie jest to oczywiście tak klimatyczne nagranie, jak "Redbone", ale jest najbardziej interesującą nowością w dyskografii Two Door Cinema Club.
Próba nadania zespołowi nowej tożsamości - co oczywiście samo w sobie ciężko uznać za wadę - zakończyła się fiaskiem. "False Alarm" nie jest złym wydawnictwem, w pamięci zapada jednak w bardzo niewielkim stopniu. Pośród udanych piosenek wymieszanych z banalnymi wypełniaczami ("Once", "Brief", "Already Gone") i koszmarnym "Nice To See You" irlandzka formacja desperacko usiłuje odnaleźć osobowość - nie jest to dobry zwiastun dla jej przyszłości.
Glassnote/2019