Do polskiego rocka z lat 90. mam szczególną słabość. Illusion, Flapjack, Funny Hippos, Tuff Enuff, Crew, Houk, nawet debiutancki album Golden Life - to pierwsza muzyka, jakiej słuchałem świadomie i z własnego wyboru. Może nie wszystkie z tych nagrań dobrze się zestarzały, może w niektórych słychać zachłyśnięcie się muzyką wówczas popularną w Stanach (w przypadku Dynamind najbardziej oczywistym porównaniem byłoby Biohazard), ale niezaprzeczalnie każdy z tych zespołów kształtował pierwszą alternatywną muzykę w wolnej Polsce. Jak się to sprawdza dwadzieścia dwa lata później, bez kontekstu, bez sentymentu i bez taryfy ulgowej?
O tym, że powroty po latach mogą się okazać zaskakujące wiemy chociażby po "Opowieściach" Illusion, które część fanów rozczarowało. Jak wspominał w wywiadach Tomek Lipnicki, nie można jednak oczekiwać, że po tak długim upływie czasu zespół będzie brzmiał dokładnie tak samo, jak w momencie zawieszenia działalności. Każdy zbierał w międzyczasie nowe doświadczenia, zarówno jako muzyk, jak i słuchacz, więc tak naprawdę chociaż nazwiska się zgadzają, to do studia wchodzą już nieco inne osoby. W przypadku Dynamind również można było podejrzewać, że zaskoczą nas czymś zupełnie innym, bo przecież już ich ostatni krążek ("Mix Your Style") okazał się przedziwnym... połączeniem stylów, a w dodatku gitarzysta Maciej Kowalski (vel Matt Kowalsky lub HiQ Koval) kojarzony jest dzisiaj raczej z muzyka elektroniczną. Spodziewanego zaskoczenia nie ma, jest natomiast niespodziewany powrót do samego źródła.
Wystarczy dwadzieścia sekund singlowego "Get Da F#ck Out" i dawni fani będą kupieni. To ekstremalnie prostu utwór z ekstremalnie chwytliwą melodią i banalnym tekstem o tym, że... ekhm... chcemy kogoś wyprosić. I działa to znakomicie, zupełnie jakby każdy z tych elementów był jedną z igieł, a odsłuchiwanie akupunkturą trafiającą w czułe punkty odpowiedzialne za kiwanie głową, przytupywanie albo granie na niewidzialnej perkusji. Identyczną moc mają pozostałe trzy utwory, łącznie trzynaście minut i tylko to może rozczarowywać - chciałoby się znacznie więcej!
Nie wiem, czy młodsi słuchacze, którzy w latach 90. nie znali Dynamind (bo nie żyli) będą potrafili odnaleźć na "Fake Promises" coś interesującego. Jeżeli słuchają Biohazard, Dog Eat Dog albo Suicidal Tendencies, to prawdopodobnie tak. Wiem natomiast, że w czasach, kiedy niemal każdy za wszelką cenę chce zrobić coś wyjątkowego, przełomowego i dotąd niespotykanego, dobrze jest dla odmiany pociągnąć za hamulec ręczny, zrobić obrót o sto osiemdziesiąt stopni i pognać tam, skąd się przybyło z gazem wciśniętym do dechy.
Mental HDR/2019