Maniakom gier wideo nie trzeba tłumaczyć, czym jest oryginalne Power Glove - to niesamowity, futurystyczny kontroler stworzony przez Nintendo trzydzieści lat temu. Dzisiaj wciąż wygląda imponująco i stanowi ważny relikt lat 80., nic więc dziwnego, że to właśnie jemu hołduje jeden z najciekawszych muzycznych projektów sięgających po muzykę z tamtych czasów. Dla niektórych, nawet tych początkowo pozytywnie nastawionych do synthwave'u, może być to sygnał do odwrotu, bo jak bardzo można jeszcze wyeksploatować złote lata popkultury? Jak długo można reanimować trupa i sprzedawać jako coś świeżego? Australijczycy nie parają się jednak nekromancją, a "Playback" to w swojej kategorii dzieło wybitne.
Członkami Power Glove są Michael Dudikoff i Michael Biehn, ale oczywiście nie Amerykański Ninja i nie Kyle Reese, a ich fani, którzy w ramach jeszcze jednego pokłonu postanowili przybrać pseudonimy po swoich ulubionych aktorach. Jak często bywa w takich przypadkach, syntezatorowe brzmienie duetu wypłynęło na powierzchnię dzięki innym mediom - utworowi wykorzystanemu w filmie "Włóczęga ze strzelbą" z Rutgerem Hauerem, w antologii "Alfabet śmierci", a także dzięki grze "Far Cry 3", do której w całości skomponowali ścieżkę dźwiękową. Dopiero teraz, po tych wszystkich latach, Power Glove opublikowało jednak pierwszy materiał niestworzony z myślą o akompaniowaniu obrazowi, nastawiony w stu procentach na własną opowieść. Rezultat jest fenomenalny.
Już pierwszy utwór na tym blisko godzinnym materiale poraża przebojowością. "Playback" skonstruowano na bicie wprost zaczerpniętym z "Billie Jean" Michaela Jacksona, ale piętrzą się na nim kolejne syntezatorowe ścieżki, co w połączeniu z igrającą ze słuchaczem dynamiką (dużo jest na tym albumie gwałtownych wyciszeń i równie nieoczekiwanych "wybuchów") sprawia, że nie da się od tego wydawnictwa oderwać. Bardziej zaskakująca od znakomitego otwarcia jest jednak jego kontynuacja, swoista synthowa ballada z przesterowanym, "robotycznym" głosem. "Reset" pozwala snuć fantazje o tym, jak mogłoby brzmieć Kraftwerk, gdyby w składzie znaleźli się Kyle Dixon i Michael Stein (czyli autorzy soundtracku do "Stranger Things") i to właśnie jeden z tych momentów, które dowodzą, że da się w ramach tej konwencji opowiedzieć coś świeżego, zaskakującego i poszerzającego ramy, w jakich synthwave zazwyczaj jest zamykany.
Nie ma wśród tych dwunastu utworów (cztery dodatkowe pełnią rolę przerywników/zapowiedzi) ani jednego słabego, są za to takie, których z trudem wysłuchuje się w bezruchu. "Firebird" albo "Haunted" wymuszają na organizmie reakcję - podrygiwanie, przytupywania, kiwanie głową, tego nie da się powstrzymać. Może nawet trochę chciałoby się, bo przecież to wciąż dość prosta muzyka, ale niezależnie od tego, jak smakuje, unosi się w niej coś uzależniającego, co sprawia, że wyrzucenie jej z głowy, pozbycie się bezwiednego nucenia czy po prostu przełączenie się na inny album wymagają bardzo silnej woli. Oczywiście jeżeli w ogóle synthwave jest czymś, co do was przemawia. W tej muzyce jedynym równie nietuzinkowym projektem, jaki znajdziecie jest nasz rodzimy Nightrun87.
So Bad/2019