Lowe wywodzi się z bardzo liberalnej rodziny, a jej talent artystyczny został szybko zauważony. Nauczyła się grać na sześciu instrumentach, w wieku trzynastu lat pisała już własne utwory, później przeniosła się do Londynu, aby ukończyć kurs muzyki popularnej w Goldsmith. Przez pewien czas pracowała w kilku wytwórniach płytowych, by wreszcie powrócić do tworzenia własnej muzyki. Współproducentem "YU" jest stały współpracownik wokalistki, Dave Okumu z The Invisible - wcześniej w tym roku zaangażowany w znakomity debiut Nilüfer Yanya (pozostaje jeszcze bardziej wyczekiwać nowego albumu jego macierzystego zespołu).
W produkowanym przez Dave'a głównym singlu "Birdsong" możemy usłyszeć chórek czterech znakomitych brytyjskich wokalistów (pod nazwą P Funk Choir) - Jamiego Woona, Jordana Rakei, Jamiego Lidella i Kwabsa. W otwierającym krążek "Lifeline" na klawiszach gra Alfa Mist, na syntezatorze - Matthew Herbert. W "Pharoah" (tytuł stanowi hołd dla Pharoaha Sandersa) słyszymy saksofon Shabaki Hutchingsa (Sons of Kemet, The Comet is Coming). W powstanie albumu Brytyjki ponownie zaangażowany był także zeszłoroczny uczestnik Soundrive Festival - Floating Points. Nie jeden artysta mógłby zostać przyćmiony przez takie towarzystwo, Rosie Lowe wychodzi jednak z tego zadania z obronną ręką.
Podobnie jak "Control", tak i "YU" koncentruje się w większości wokół problematyki relacji w związku. Jest jednak drobna, ale istotna różnica, jak tłumaczy Lowe: "YU" w większym stopniu jest o tej drugiej osobie. Chciałam pisać o doświadczeniu dzielenia się swoim życiem z innym jako kochanka, przyjaciółka i partnerka. Nie jest to oczywiście obcy temat dla Lowe mającej doświadczenie i podstawowe kwalifikacje w zakresie psychoterapii. W "Birdsong" artystka kontrastuje pragnienia jednostki z niepewnością, w "Pharaoh" poszukuje upodmiotowienia w niedoskonałościach. Wśród wyróżniających się nagrań należy wymienić także "Mango" z przestrzennymi zwrotkami splecionymi z bardziej mrocznym, lubieżnym refrenem (Rosie opisuje tą piosenkę jako odwrócenie historii Adama i Ewy) i pełne pasji i pożądania "ITYLY" ("I Think I Love You").
Moim ulubionym utworem na płycie jest jednak "The Way", energetyczny numer z nieoczekiwanym jazzującym zamknięciem. Lowe ma talent do rozpoczynania utworu od rozproszenia i powolnego budowania jego dynamiki. Wkrótce powściągliwe początkowe organy zamieniają się w kłujące klawisze, kontrapunktujące harmonie i gitarę elektryczną w katarktycznej kulminacji utworu. Nad klawiszowym podkładem (zapewnionym przez innego niedocenianego współpracownika Okumu - Gwylima Golda) świeżego wersu dostarcza niespodziewany gość, o którym wcześniej celowo nie wspomniałem - Jay Electronica. Raper zaczyna swoją zwrotkę od: Karma chameleon, karma police (co na to fanatycy Radiohead?). Jego zrelaksowany, ale jak zwykle inteligentny występ jest kolejnym dowodem na to, że album Lowe to pozycja obowiązkowa.
"YU" skomponowano dość nierównomiernie - pierwsza część jest wyraźnie silniejsza od drugiej. Chybione elektroniczne "Shoulder" i fortepianowa "Apologise" sprawiają, że krążkowi brakuje wyraźnego zamknięcia. Niewiele tegorocznych albumów ma jednak tak silny początek, jak płyta Lowe, z czterema piosenkami ("Lifeline", "The Way", "Birdsong" i "Pharaoh") nadającymi jej niezwykle silnego klimatu. Tak wyrazistych utworów brakowało na bardziej intymnym debiucie londyńskiej piosenkarki. "YU" to refleksyjny album i pozycja godną polecenia fanom ambitnego R&B.
Caroline/2019