Artyści poznali się w 2014 roku w brooklyńskim Saint Vitus Bar, gdy Brodsky zachwycił się występem wokalistki. Bardzo szybko nawiązała się między nimi przyjaźń, która zaowocowała twórczą współpracą i kreatywnymi pomysłami na realizację planów niewpisujących się w stylistykę macierzystych działań obojga. Tak narodził się "Droneflower" - intrygująca podróż o filmowym potencjale i wypadkowa inspiracji dwojga muzyków. Jednym z pierwszych pomysłów na realizację projektu był soundtrack do horroru. Niestety nie doszedł to do skutku, zachowany został jednak mroczny i duszny klimat nagrań.
Album to dziesięć kompozycji opartych na kontrastach - mrok spotyka w nich eteryczność, światło zderza się z ciemnością, przeszłość z przyszłością, a sen z jawą. Zawiera osiem utworów autorskich oraz dwa covery - nową, wyrazistą aranżację "Enstranged" znanego z repertuaru Guns N' Roses oraz świeże spojrzenie na balladę Morphine - "In Spite of Me", z gościnnym udziałem saksofonistki tego nieodżałowanego zespołu, Dany Colley, której - co ciekawe - nie usłyszymy w wersji pierwotnej tego nagrania.
Pierwszym wspólnie nagranym przez duet utworem był przestrzenny "Dead West" z przepiękną partią gitary akustycznej i eterycznym wokalem Nadler. Albumowe kompozycje zostały zarejestrowane w domowym zaciszu - artyści pracowali nad nimi w swoich prywatnych studiach, a proces nagrywania dogadywali, gdy Brodsky odwiedzał swoją rodzinę rezydującą niedaleko miejsca zamieszkania wokalistki. W ten sposób powstał między innymi najbardziej zbliżony do dokonań wspomnianej Chelsea Wolfe mroczny i pełen przesterów "For the Sun".
Jedynym mankamentem albumu jest jego długość - trzydzieści jeden minut mija zdecydowanie za szybko, pozostawiając niedosyt i chęć kontynuacji opowieści. Rozpoczyna się ona od mrocznie brzmiącego fortepianowego motywu w "Space Ghost I", który dopełniają chóralne, dodające całości intymności śpiewy Marissy. Druga część utworu, mniej ambientowa, zwieńczona eksperymentalną końcówką pełną melancholii, mroku i tajemniczości oddzielona jest od pierwszej słodko-gorzkim "Watch the Time" z chwytliwą partią gitary.
Kompozycje snują się nieco sennie, urokliwie, łącząc folkową lekkość z odrobiną przebojowości, gitarową dynamiką, doomową mgłą i "muzycznym niepokojem". W "Buried in Love" słyszymy niemal post-metalowe partie gitary kontrastujące z fortepianowo-wokalnym dialogiem. Marissa Nadler czaruje swoim głosem, pobudzając wyobraźnię słuchacza, który ma wrażenie wkraczania w ciemny las pełen duchów - intrygujący tajemniczością, zachwycający przestrzenią i świeżością, chwilami budzący lęk i niepokój. Krótko mówiąc "Droneflower" to ciekawa propozycja, po którą warto sięgnąć i poddać się jej hipnotyzującej atmosferze.
Sacred Bones/2019