Obraz artykułu Ezra Collective - "You Can't Steal My Joy"

Ezra Collective - "You Can't Steal My Joy"

80%

Ktoś przypomina sobie, jak wyglądała brytyjska scena jazzowa sprzed paru lat? Choć sam zawsze byłem dużym fanem, to nietrudno zrozumieć powszechną niechęć. Pompatyczna, w dużej mierze okupowana przez pretensjonalnych, spiętych białych facetów, którzy na scenie praktycznie zjadają siebie nawzajem...

W ciągu ostatnich kilku lat brytyjski jazz przekształcił się w byt, który coraz chętniej przyjmowany jest przez mainstream, idzie w stronę akceptacji i inkluzywności. To scena, która wyprodukowała więcej niż garstkę wspaniałych płyt w ciągu ostatnich trzech lat, a na czele tej zmiany stoi kwintet Ezra Collective.

 

Kolektyw powstał w 2012 roku przy pomocy organizacji non-profit, Tomorrow's Warriors, która od lat pielęgnowała grono wiernych fanów poszukujących nowych brzmień i doświadczeń w jazzie. Multikulturowy i daleki od elitaryzmu skład obejmuje Jamesa Mollisona na saksofonie, Joe Armona-Jonesa na klawiszach, braci Femi i TJ Koleoso na perkusji i basie oraz Dylana Jonesa na trąbce. Ich pierwszy pełnoprawny album, "You Can't Steal My Joy", wprowadza do studia tę samą energię, która płynie z ich muzyki podczas koncertów. Dzięki znakomitym współbrzmieniom trąbki i saksofonu, Ezra Collective umiejętnie łączy tradycję z gatunkową różnorodnością symbolizującą wychowanie się w multikulturowej metropolii, jaką jest obecnie Londyn.

 

Podobnie jak amerykański jazz, w którym czuć niepowtarzalnego ducha każdego regionu, Ezra Collective łączy dźwięki z karaibskiej i afrykańskiej diaspory, opierając się na muzycznych inspiracjach i wpływach. Weźmy na przykład kipiące energią "Quest For Coin", które łączy ostre partie dęciaków i dynamiczne progresje akordowe charakterystyczne dla funku i afrobeatu. Dubowy "Red Whine" przywołuje natomiast obraz słabo oświetlonej jamajskiej piwnicy, w której unoszą się kłęby dymu i morze ciał. To jeden z tych nielicznych przypadków, gdzie muzyczny eklektyzm działa na plus. Zresztą sami muzycy przyznają, że stawiają Milesa Davisa obok grime'owców i współczesnych producentów elektronicznych.

 

Na płycie znalazło się trochę miejsca dla gości, a każdy wybór jest trafiony w punkt. Jorja Smith w "Reason in Disguise" nadaje w stylu Eryki Badu czy Amy Winehouse, a zespół wyplata wokół niej neo-soulową pajęczynę. Każdy instrument raz na jakiś czas chwyta się światła i błyszczy w słońcu, ale pamięta, żeby zostawić trochę przestrzeni dla innych. W "What Am I To Do?" Loyle Carner jest bezpośredni i intymny jak zawsze. Jego głos najlepiej wybrzmiewa wśród prawdziwych instrumentów, gdzie staje się kolejnym instrumentem i ważną częścią układanki. Ostatni utwór skupia razem dwa najważniejsze zespoły nowej fali brytyjskiego jazzu (prawie jak New Wave of British Heavy Metal). Ezra Collective i Kokoroko - skład niczym jazzowi Avengersi. Jest to cover "Shakary" Feli Kuti, którego muzyka i osobowość jest niewątpliwie największą inspiracją dla obydwu grup. Ten utwór to sześciominutowa odyseja egzotycznych rytmów, gdzie odczuwalna jest nieprzenikniona chemia pomiędzy każdym członkiem kolektywu, a części składowe stanowią większą całość.

 

W czasach moralnych sił wywołujących panikę naokoło, debiutancki wysiłek Ezry Collective jest polirytmicznym balsamem dla znudzonej i zmęczonej młodzieży poszukującej dawki muzycznej dopaminy.


Enter The Jungle/2019



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce