Stephen Wilkinson zainteresował się muzyką eksperymentalną podczas studiów w londyńskim Middlesex University. W tym okresie odkrył muzykę takich wykonawców, jak Boards of Canada czy Daft Punk. Wkrótce producent wykształcił własny styl muzyczny łączący elektronikę, nagrania terenowe i akustyczny folk. Trzy pierwsze albumy Bibio ukazały się nakładem Mush Records, przełomem było jednak "Ambivalence Avenue" z 2009 roku, pierwszy z siedmiu krążków nagranych dla Warp.oris amet placeat unde aliquid vero magnam.
"Ribbons" stanowi powrót do pastoralnego lo-fi. W palecie instrumentalnej albumu istotniejszą rolę od klawiszy pełnią skrzypce czy mandolina, a Wilkinson sam gra na wszystkich instrumentach. W odróżnieniu od ostatnich krążków, na których gościli między innymi Gotye czy Lone, nowe wydawnictwo jest wyłącznym efektem pracy solowej. Całą płytę przenika nastrój nostalgicznej oniryczności, jakby artysta pragnął przekształcić w dźwięk rzeczywistość swoich sennych wizji. Pamięć i tęsknota to główne tematy mojej dyskografii - tłumaczy. - Jestem marzycielem, a tęsknota jest rodzajem marzeń, to marzenie przywiązane do pamięci. Marzenie jest często tym, co utrzymuje nas przy życiu, czasem to pragnienie tego, co nieosiągalne. Jest coś uzależniającego w próbie stworzenia mrocznych portali otwartych na te rzeczy.
Album promienieje delikatnymi motywami i jaskrawymi smyczkami wyraźnie nasiąkniętymi brytyjskimi tradycjami ludowymi, głos Wilkinsona - nieszkolony, ale przepełniony autentycznością - łagodnie cieniuje melodie naiwną mądrością. Najbardziej te korzenie widać w pięknych melodiach dryfujących pomiędzy skrzypcami a gitarami akustycznymi w takich utworach, jak słoneczne "The Art of Living" i główny singiel "Curls". Gdy spojrzeć na to szerzej, urokliwość tych nagrań nie odbiega klimatycznie od dokonań Simon & Garfunkel, ale ciężko uznać to za wadę.
Materiał z "Ribbons" nigdy nie jest przesłodzony - w tym samym "The Art of Living" nostalgia związana z tęsknotą za dawno minionym czasem może budzić nie tylko słodycz, ale także ból, co przypomina innego folkowego klasyka - Nicka Drake'a. W jedynym wyraźnie elektronicznym nagraniem na płycie - "Pretty Ribbons and Lovely Flowers" - zapętlony, bezcielesny wokal tańczy wokół giętkich syntezatorowych pętli. Sekwencja akordów w tym utworze pochodzi z prób dokonanych przez producenta kilka lat wcześniej. "Valley Wulf", "Watch the Flies" i "Under a Lone" - delikatne i organiczne - nie pozwalają jednak zapomnieć, że materiał na płycie choć tryskający życiem, jest w rzeczywistości genialnym brikolażem wywodzącym się z niekończących się studyjnych połączeń.
Choć w drugiej części, opartej o utwory instrumentalne, album zaczyna robić się nieco monotonny (za wyjątkiem wyróżniającego się "Quarters"), "Ribbons" wydaje się świetną propozycją na maj - dzięki swojej zmienności zarówno na ten słoneczny, jak i pochmurny. To materiał w równym stopniu radosny i przenikający.
Warp Records/2019