Poprzedni album Mord'A'Stigmata ("Hope" z 2017 roku) był do tego stopnia zaskakujący, że w trakcie odsłuchiwania można było się zastanawiać, czy to jest jeszcze black metal? Odpowiedź nie miałaby większego znaczenia - jakby tych czterech utworów nie nazwać, miażdżyły nastrojem, oryginalnością i ciężarem. Początek "Dreams of Quiet Places" jest natomiast "bezpieczniejszy". "Between Walls of Glass" to blisko dziewięciominutowe połączenie black i death metalu, w którym głos Iona przypomina Nergala z nieco większą ilością pogłosu. Po siedmiu minutach na front coraz wyraźniej wysuwa się jednak syntezator i już wiadomo, że konwencjonalnie nie będzie.
Na początku kolejnego kawałka ("Exiles") syntezator pełni już rolę dominującą, ale szybko zostaje pogrzebany pod gradem uderzeń w talerze i bębny. To sygnał, że dynamika tego albumu będzie inna niż poprzednika - właściwie nie ma momentów wyciszających, jest tylko okazjonalnie przytłumiony chaos. Co ciekawe, same utwory chociaż krótsze (nie ma ani jednego, który trwałby dziesięć minut) są wcale nie mniej rozbudowane i rzadko uświadczycie w nich powtarzające się partie. Trzeci kawałek ("Spirit Into Cristal") jest tego najlepszym przykładem - otwierają go bity elektroniczne i akustyczne, chwilę później dołącza rockowy riff przygotowujący do pierwszych zaśpiewanych, a nie wykrzyczanych wersów na "Dreams of Quiet Places", które mogą kojarzyć się z klasyką polskiego metalu gotyckiego (chociażby Aion sprzed romansu z nu metalem), a ostatecznie przestrzeń akustyczna zagęszcza się w potężnej metalowej implozji.
Piąty album małopolskiej ekipy to wściekła muzyka okraszona przygnębiającymi wyznaniami o pustce, śmierci i braku nadziei. Można by pomyśleć, że tematyka dość standardowa jak na black metalową estetykę (jeżeli nie jest o szatanie, to zazwyczaj jest o wewnętrznych zmaganiach), ale jako słuchacz niezaznajomiony z kontekstem powstawania tych tekstów, odbieram emocje włożony w ich wykrzykiwanie jako szczere i przekonujące. To właśnie ta cecha "Dreams of Quiet Places" trafiła do mnie w pierwszej kolejności - złość i bezsilność są tutaj w stu procentach autentyczne, a nie zaledwie dopasowane do motywów, jakie zwyczajowo przy takiej muzyce wypadałoby poruszyć.
Znajomy muzyk po wydaniu każdej kolejnej płyty zawsze dopytuje nie o to, czy jest lepsza albo gorsza, ale czy jest progres, czy regres i to rzeczywiście może być istotniejszym elementem rozwoju zespołu, tyle że w przypadku Mord'A'Stigmata trudno znaleźć właściwą odpowiedź. To twór, który sam siebie każdorazowo definiuje na nowo, jest jak kwant pojawiający się i znikający w zaskakujących miejscach, niemożliwy do uszeregowania w regularny sposób, a "Dreams of Quiet Places" to kolejny punkt gdzieś w przestrzeni, którego z poprzednimi łączy tyle, że można się w niego wsłuchiwać w nieskończoność.
Pagan Records/2019