Element "retro" w twórczości Bastard Disco sięga do lat 90. i ówczesnego rocka, noise'u czy nawet hardcore'u - takie skojarzenia może wywoływać konstrukcja utworów, ale także sposób, w jaki zostały uchwycone w studiu. Dopóki jest to jednak zaledwie luźne skojarzenie, działa na korzyść - z jednej strony pobudza w słuchaczu (tym, który lata 90. pamięta) sentyment, z drugiej to trop, a podążanie za nim pozwala odkryć bardzo inną muzykę.
Dla mnie podróż w przeszłość obejmowała wspomnienia o odkryciu Girls Against Boys ("Tropic of Scorpio" to pierwsze porównanie, jakie przyszło mi do głowy w trakcie odsłuchiwania "China Shipping"), Jawbreaker czy nawet Nirvany, ale pewnie każdy mógłby dołożyć coś więcej, chociażby grawitowanie w kierunku At the Drive-In (zwłaszcza w "Future Crimes", z kolei hey! wykrzyknięte na początku "Clear!" brzmi niemal dokładnie tak samo, jak hey! z początku "Pattern Against User") czy Kylesy ("Game of Patriots"). Podróż w przyszłość jest z kolei ciągiem dalszym dla tych wszystkich wątków. Skłamałbym, twierdząc, że oryginalnym, ale przecież wcale takim być nie musi. Po stokroć wolę proste i ekstremalnie chwytliwe "Sophia" (tu już teraz jeden z najlepszych rockowych przebojów 2019 roku) niż wymuszone eksperymenty czy syntezy gatunków.
"Sophia" otwiera album i natychmiast eksponuje największą zaletę Bastard Disco - szczerość. Szczerość uwalnia emocje (i muzyków, i słuchaczy), a emocje mają siłę zniewalania, o czym przekonałem się przy pierwszym podejściu do "China Shipping" - chwilę mi zajęło, zanim przestałem zapętlać "Sophię" i sprawdziłem pozostałe dwadzieścia sześć minut. Dalej jest jeszcze kilka potencjalnych uzależnień, ale może nawet istotniejsze będzie to, że nie ma utworów zbędnych. To od początku do samego końca bardzo udany, wpadający w ucho i hałasujący w nim niemiłosiernie materiał.
Można narzekać, że historia muzyki nieustannie zatacza kręgi, ale każde kolejne okrążenie oddaje głos coraz większej ilości osób potrafiących wykorzystywać inspiracje do stworzenia czegoś osobistego. Jeżeli więc Bastard Disco czerpie z grunge'u, to nie w karykaturalny sposób, w jaki robiły to koszmarne zespoły pokroju Creed. "China Shipping" to w stu procentach autorska opowieść i to na tyle interesująca, że nawet jeżeli rock faktycznie wreszcie umiera - czego dowodem dla wielu miałoby być oddanie berła pierwszeństwa hip-hopowi - to umiera z klasą.
Antena Krzyku/2019