Najlepszym przykładem tego specyficznego chiaroscuro jest utwór zamykający album - pierwotnie traktowane jako bonus track "Done". Już kilka pierwszych, elektronicznych dźwięków w połączeniu z prostym, wpadającym w ucho - natychmiast identyfikowanym jako zimnofalowy - rytmem odgrywanym na gitarze basowej wzbudzają niepewność, czy aby na pewno więcej jest tutaj tytułowej "negatywności", czy może jednak "pozytywności"? Głos niemalże szepczącego Mariusza Łuniewskiego zdaje się sugerować, że to pierwsze, z drugiej strony krótki fragment syntezatorowy - pojawiający się mniej więcej w połowie utworu - zdaje się być wyciągnięty wprost z "Enola Gay" OMD. To porównanie może być zresztą kluczowe, bo przecież pop z lat 80. również cechowało przedziwne, słodko-gorzkie połączenie, tyle że w Undertheskin podkręcono je do ekstremum.
Najbardziej zauważalną różnicą w stosunku do debiutanckiego albumu z 2015 roku jest liczba ścieżek z wokalami. Łuniewski/Void śpiewa tutaj znacznie częściej, znacznie bardziej melodyjnie i często w nieco wyższych rejestrach. Weźmy na przykład refren "Burn" - to utwór tak przebojowy, że powstrzymanie przytupywania graniczy z cudem. Poza innym podejściem do emisji głosu, wyraźną zmianę można usłyszeć także w syntezatorowych partiach, silnie nawiązujących do synthwave'u, ale zawsze odrobinę schowanych za dominującym basem. W latach 80. - w innym kraju niż Polska - mógłby to być przebój, dzisiaj to muzyka taneczna dla "smutasów", chociaż kto wie, może rosnący w siłę emogeist upomni się także o te brzmienia.
Po pierwszym albumie Undertheskin miałem wrażenie, że naturalnym środowiskiem dla tej muzyki jest festiwal Castle Party, choć nie koniecznie tylko on i niekoniecznie wyłącznie gotycka publiczność. Zresztą w rozmowie z tamtego okresu Void stawiał sprawę jasno: Muzyka gotycka... temat rzeka. Niestety w tej chwili wymarły, regresywny gatunek. Niewiele ciekawego się dzieje, a to, co dzieje się dobrego działa w odcięciu od etykietki gotyk, która już sama z siebie zamyka wszelkie drzwi. Po przesłuchaniu "N E G A T I V E" - ale też po otwarciu głów organizatorów wielu festiwalów, chociażby metalowych, gdzie coraz częściej można natrafić na polski synthwave - mam natomiast wrażenie, że grono odbiorców tej muzyki powinno być znacznie szersze. Podobnie jak chociażby The Soft Moon, Undertheskin wyrosło ze swojej sceny i może trafić w serce każdego, kto lubi wpuścić do niego odrobinę nieszkodliwej melancholii. Ich drugi album to zbiór wyjątkowo chwytliwych i zarazem "smutnych" piosenek obdarzonych niezwykłą właściwością odpowiadania na nastrój słuchacza niezależnie do tego, w jakim nastroju ten aktualnie się znajduje i chociażby dla tej dwoistości warto sprawdzić, jak "N E G A T I V E" zadziała na was.
Alchera Visions/2019