Większość artykułów dotyczących Blindead otwiera akapit encyklopedyczny - zmiany w składzie, kryzysy i wychodzenie z nich z kompletnie odmienionym obliczem. Miejmy to więc za sobą - i tym razem trójmiejska ekipa przeszła kompleksowe przeobrażenie, skład został uszczuplony do trzech osób z gościnnym udziałem Nihila, lidera Furii. Aż chce się napisać, że połączenie nieoczywiste, ale w przypadku Blindead nic nie jest oczywiste, więc przewrotnie zaskoczenie było elementem oczekiwanym.
Mimo tego, pierwsze dźwięki utworu tytułowego otwierają album w dość nieoczywisty sposób, tyle że ze względu na nastrój. Przypominają doniosłe, nieco patetyczne, post-rockowe "hymny", z których bije raczej optymizm niż rozpacz czy złość, a o ile gatunkowa frywolność zespołu stała się jego immanentną cechą, o tyle akurat takiej aury w ich twórczości nie spodziewałbym się. W okolicy trzeciej minuty następuje jednak przełamanie czy wręcz "urwanie" - instrumenty milkną, a z kolejnymi partiami zespala je dźwięk przypominający rozpalone ognisko. Kilka nut odegranych na nieprzesterowanej gitarze, kilka elektronicznych hałasów i wreszcie rozwikłanie zagadki - jak Blindead zabrzmi z Nihilem? Jak Blindead zabrzmi w języku polskim?
Dostajemy specyficzną, black metalową poetykę, z jakiej Nihil jest znany i kiedy już na samym początku wymieniony zostaje Jezus Chrystus, można się spodziewać kolejnej pogańskiej czy antyreligijnej odezwy, ale tym razem chodzi o symbol jego ciała oraz metaforę, w której ciało to przybiera postać nie opłatka, lecz kokainy, a więc słowa mają zdecydowanie bardziej osobisty wydźwięk. Jest też wątek heretyczny - kto nie wciąga, ten uprawia wódu, czyli zwyczajnie chleje wódę (Henry Rollins byłby w tym świecie przerażającym antychrystem!). W tym fragmencie może tkwić największy zgrzyt związany z "Niewiosną", bo sam język polski w metalu zdążył spowszednieć, ale uliczne, slangowe określenia pokroju wódu mogą rozśmieszyć, a to nie jest reakcja, która pasowałaby do szerszego kontekstu albumu.
W kolejnych utworach teksty są krótsze, zbudowane z kilku zdań, które tworzą z kolei po trzy-cztery słowa i sprawdza się to znacznie lepiej, chociażby dlatego, że pozostawia muzykę na pierwszym planie. W "Niepowodzeniu" dominuje motoryczny, krautowy rytm, do którego głos wpasowuje się na zasadzie kolejnego instrumentu, z kolei w "Potwór się rodzi" partie recytowane zostały przetworzone przez efekty, co dodatkowo odczłowiecza je i wpasowuje do tła akustycznego, gdzie pojawiają się zresztą inne głosy, najprawdopodobniej zarejestrowane rozmowy samych muzyków. To zresztą jeden z ciekawszych momentów "Niewiosny" - z wyciszającym wstępem i jazzującą partią perkusyjną; z black metalowym groovem spod znaku współczesnego Rotting Christ gdzieś we środku i noise'owym finałem.
"Ani lekkomyślnie, ani bezboleśnie" może z kolei zadowolić tych, którzy przy każdym kolejnym wydawnictwie Blindead narzekali, że ciężar jest odejmowany, a nie dokładany - to jeden z agresywniejszych utworów w dorobku zespołu, ale znowu z bardzo wyrazistym groovem, tym razem przypominającym nawet Sepulturę z okresu "Roots Bloody Roots". Finał to "Wiosna" - raczej wczesna, wciąż ponura i przygnębiająca niż pełen rozkwit sił natury. Blindead uderza tutaj w ton elektro-akustycznego ambientu przywodzący na myśl chociażby "Alive" Amenra.
Przemiany Blindead z albumu na album można uznać za wręcz obowiązkowe, ale żaden z dotychczasowych materiałów nie była tak bardzo zróżnicowany sam w sobie. Rzuciłem we wcześniejszych akapitach kilkoma porównaniami, ale to tylko punkty na odcinku czterdziestu pięciu wolnych od ograniczeń i w pełni z tej wolności korzystających minut. Czy to najlepszy albo najgorszy album Blindead? Na to pytanie nie da się odpowiedzieć. Podobnie jak nikt z nas w wieku trzydziestu lat nie jest tym samym człowiekiem, którym był w wieku lat trzynastu, tak i Blindead przechodzi do kolejnego etapu rozwoju. Nie jest to zmiana tak subtelna, jak pierwsze siwe włosy, raczej gwałtowna jak przemiany towarzyszące okresowi pokwitania, co oznacza tyle, że jeszcze wiele przed nami.
wydanie własne/2019