Obraz artykułu Billie Eilish - "When We All Fall Asleep, Where Do We Go?"

Billie Eilish - "When We All Fall Asleep, Where Do We Go?"

97%

Muzykę pop od zawsze mierzy się dekadami i każda z nich ma własne, unikalne brzmienie. Wygląda jednak na to, że druga dekada XXI wieku zaczęła się trochę wcześniej, a jej symbolem będzie Billie Eilish.

Na początku kwietnia 2018 roku dodaliśmy "Bitches Broken Hearts" do jednej z naszych playlist i nic wówczas nie wskazywało na to, że Billie Eilish lada moment będzie bez porównania większa od innych artystów i artystek, z jakimi ją sparowaliśmy - Boy Pablo, Let's Eat Grandma czy Kero Kero Bonito. Nic poza niezłym pomysłem i tlącym się, jeszcze nie w pełni ukształtowanym talentem, ale akurat talent to najmniej istotny składnik sukcesu. "Bitches Broken Hearts" było przede wszystkim niezłym kawałkiem, ale nie szczególnie wyróżniającym się w gąszczu indie popowych, potencjalnych przebojów (Eilish nie nazywa swojej muzyki popem, niemniej estetycznie jest to zdecydowanie najbliższy gatunek). Wszystko zmieniło się w lipcu, po premierze singla "You Should See Me in a Crown".

 

Opisywanie wrażeń po pierwszym przesłuchaniu tego utworu wymaga wciśnięcia hamulca, bo łatwo popaść w przesadny zachwyt i egzaltowanie. O ile jednak tej wcześniejszej Eilish słuchałem jako muzyki tła, jednego z wielu elementów playlisty, na który nie zwracałem większej uwagi, o tyle tutaj już od pierwszych dźwięków refrenu zostałem uwiązany do głośników, zmuszony do porzucenia wszystkiego, czym się zajmowałem i wsłuchiwania się z coraz to większym przekonaniem, że doświadczam wydarzeń historycznych, bo właśnie narodziła się jedna z tych nielicznych artystek, które będą kształtować przyszłość, a nie jedynie odtwarzać przeszłość. Eilish miała zresztą świadomość, że przekracza własne ograniczenia, bo kiedy na kanale FBE przedstawiano reakcje nastolatków na jej muzykę, a jeden z nich wytoczył zarzut nagrywania podobnych, smutnych piosenek, pokornie przyznała mu rację i jednocześnie zapewniła, że ma w zanadrzu znacznie więcej.

 

"When We All Fall Asleep, Where Do We Go?" to faktycznie znacznie więcej, choć jeżeli wsłuchać się w muzykę, można by stwierdzić, że jednak mniej, bo Eilish i jej brat, Finneas O'Connell, z którym skomponowała niemal cały album, już w tak młodym wieku (ona ma siedemnaście lat, on dwadzieścia jeden) nauczyli się trudnej sztuki powściągliwości. Dodawanie kolejnych ścieżek i instrumentów to nie tylko pokusa, dla niektórych producentów i wytwórni to wręcz obowiązek, który umożliwia wypełnienie całej przestrzeni akustycznej, zaatakowanie wszystkimi tonami i przykuwanie uwagi niezmienną, podkręconą do granic możliwości dynamiką. Dokładanie nie jest jednak wielką sztuką, jest nią odejmowanie i chociaż głos Eilish ma charakter kojący, a w dodatku bardzo charakterystyczną barwę, to właśnie ten element uważam za najistotniejszy na jej debiutanckim albumie.

 

Za przykład niech posłuży inny singiel - "Bury a Friend". Przez cały utwór przewija się ten sam, prosty i ekstremalnie chwytliwy bit, okazjonalnie towarzyszy mu dźwięk przesterowanego wiertła dentystycznego zarejestrowanego przez Eilish podczas wizyty u stomatologa i... właściwie niewiele więcej, poza głosem, ale działa to znakomicie - powiew świeżości to za mało, dostajemy istny huragan. Co jednak istotniejsze, konstrukcja "Bury a Friend" nie jest przypadkiem odosobnionym, to cecha szczególna tej muzyki. Podobnie jest w "Bad Guy", ale z bardziej funkowym basem i imitacją pstrykania palcami; w "Xanny" z "żywą" perkusją, bitem i pojedynczymi nutami odgrywanymi na fortepianie; w "8" z ukulele na pierwszym planie albo w pięknej, fortepianowej balladzie "Listen Before I Go". Jeżeli taka przyszłość czeka pop, to malują się przed nami znakomite perspektywy.

 

Fanowskie środowisko Billie Eilish to przede wszystkim jej rówieśnicy i rówieśniczki - to do nich najintensywniej powinny przemawiać teksty i to dla nich występowanie przeciwko standardom powinno być niemalże odruchem. Eilish ma jednak do zaoferowanie więcej niż tylko młodość. To także groteskowe podejście do komponowania (kto inny wpadłby na pomysł użycia wiertła dentystycznego w piosence?!); wizerunek tak skrajnie pozbawiony - wydawać by się mogło obowiązkowej dla gwiazd muzyki pop - seksualizacji, że poza twarzą, trudno stwierdzić, jak Eilish właściwie wygląda; to przede wszystkim autentyczność, która sprawia, że najtrafniejsze będzie nazywanie tej muzyki antypopem.

 

Od lat byłem przekonany, że po Marilyn Manson nie będzie już charyzmatycznych gwiazd kochanych przez setki tysięcy fanów na całym świecie, kogoś, kto będzie miał nie tylko coś ciekawego do zaśpiewania, ale również do powiedzenia. Na szczęście pomyliłem się, a Billie Eilish to być może najlepsze, co przydarzyło się muzyce w XXI wieku.

Billie Eilish w podcaście Soundrive Live

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce