W ostatnim czasie na łamach portalu Drowned in Sound natrafiłem na ciekawy artykuł dotyczący slowcore. Gatunek ten swoją największą popularność przeżywał w latach 90., choć gatunek to może niezbyt dobre określenie, bo sam autor przytaczanego przeze mnie tekstu w poszukiwaniach jego definicji doszedł do wniosku, że slowcore to bardziej stan ducha, niźli określony zestaw środków stylistycznych (mimo że jakieś wymienić można), które muszą znaleźć się w repertuarze zespołu będącego jego przedstawicielem. Współcześnie rzadziej używa się tej etykiety, ale jeśli mielibyśmy do niej powrócić, to Bałtyk z pewnością posiada wszystkie jej cechy. Minimalistyczne aranżacje, wolne tempo, duża emocjonalność, pośród której dominującą paletą jest smutek oraz to najważniejsze, czego nie można osiągnąć za pomocą samych dźwięków - wywołanie w słuchaczu wrażenia lekkiego ścisku w sercu podczas obcowania z muzyką.
Trudno nie poczuć się dotkniętym czy poruszonym, słuchając smutnych, ale jednocześnie oczyszczających tekstów tak młodego twórcy (Rutkowski ma zaledwie osiemnaście lat) skąpanych w oszczędnych dźwiękach bazujących głównie na brzmieniu gitary akustycznej. Rutkowski jest samodzielnym autorem całego materiału - nagrał wszystkie instrumenty oraz napisał teksty. Robił to w zaciszu chrześcijańskiej bursy, ale też w okolicach domu rodzinnego oraz jako sposób na regenerację w trakcie podjętej przez niego psychoterapii psychodynamicznej. To osamotnienie unosi się nad każdym skomponowanym przez niego dźwiękiem; wypływa też z tekstów, które bez ogródek opowiadają o problemach ze zdrowiem psychicznym i związanych z tym myślach samobójczych, a także o rozterkach miłosnych, seksualnych i stawianiu czoła wyzwaniom, które przynosi w takiej sytuacji życie.
Muzycznie jest to płyta mocno osadzona w folku. Sam Rutkowski jako swoje inspiracje wskazuje między innymi takich artystów, jak Phil Elverum, Leonard Cohen czy Chris Weisman. Ja dodatkowo słyszę tu sporo Nicka Drake'a, a momentami nawet Marka Kozelka, a przynajmniej w wydaniu z początku jego drogi w Sun Kil Moon. Dominuje oszczędność środków, najważniejszym elementem (oprócz starej, dobrej gitary) jest tu głos artysty. Śmiało jesteśmy w stanie uwierzyć w to, że płyta faktycznie została skomponowana (i nagrana) w przestrzeni małego pokoju. Atmosfera jest intymna, ale sama muzyka, pomimo swojej prostoty i zdawkowości, prawie wcale nie nosi znamion produkcji spod znaku lo-fi.
Łatwo podzielić materiał na dwie części. Pierwsza połowa albumu utrzymana jest w zdecydowanie wolniejszych tempach. Dominuje nastrój senności, a melancholia zbliża się niebezpiecznie do depresji. Autor oddaje wszystkie te emocje własnym głosem, w czym wtórują mu odgłosy przesuwanych palców po gryfie gitary, a także delikatne, klawiszowe tła, które kojarzą się z kołysanką ("Self-Help (Panic)").
Druga część płyty to utwory o szybszym tempie i szerszej palecie muzycznych środków. Ten Bałtyk podoba mi się bardziej. Warte wyróżnienia są szczególnie "Caribou", który dzięki weselszej partii klawiszy i wyraźniejszym rytmie można by nawet nazwać optymistycznym. Mój ulubiony w całym zestawie, bardziej piosenkowy "The Bus Home (I Hope You're Alright)" wyróżnia się z kolei użyciem żywej perkusji (która bardzo płynnie przechodzi w syntetyczny bit) oraz harmonii wokalnych, którymi sprawnie posługuje się tutaj Rutkowski. Dodam tylko, że pierwsza część albumu nieco traci poprzez wtrącane gdzieniegdzie fragmenty wyciętych monologów. Nie jestem ich fanem i nie rozumiem do końca tego środka stylistycznego, który w moim przekonaniu zazwyczaj burzy intymny nastrój i zamiast dopowiadać, to odejmuje.
"Self-Help, Pt. 1" na pewno nie jest płytą rozrywkową. Na szczęście nie jest też muzyką, która stanowiła autoterapię tylko dla jej autora. Materiał ten może odrzucić szczerością i bezceremonialnością w podejściu do niektórych tematów, ale gdy tylko wyzbędziemy się własnych uprzedzeń - posłuchamy go z otwartą głową i pozwolimy dotrzeć do naszych, często bardzo skrywanych emocji - to poczujemy prawdziwe katharsis. Warto podjąć taki wysiłek.
Opus Elefantum Collective/2019