Fani duetów spod znaku minimal synth nie mają w ostatnich latach powodów do narzekań. Linea Aspera, Keluar, Xeno & Oaklander czy Lebanon Hanover to tylko nieliczne z przykładów. Wszystkie te projekty łączy zamiłowanie do syntezatorów, estetyki lat 80. i mrocznej strony ludzkiej natury. Przy tym wszystkim nie próbują odtwarzać znanych motywów ze wspomnianej dekady, prędzej przenoszą i uaktualniają ówczesne lęki, dopasowując je do obecnych czasów i dodając do tego własny, autorski sznyt. Do tej grupy można zaliczyć też Boy Harsher, który tworzą rezydujący w Northampton w USA Augustus Muller oraz Jae Matthews.
Jakby tego było mało, na "Careful" duet nie odżegnuje się od fascynacji obrazami Davida Lyncha, przywołując twórczość reżysera w licznych wywiadach jako swoją główną inspirację przy tworzeniu muzyki i teledysków (sprawdźcie "Face the Fire" poniżej). Przez pryzmat trudnej do określenia tajemnicy i niełatwych relacji międzyludzkich Boy Harsher kreślą swoją własną wersję "Zagubionej autostrady" i "Mulholland Drive". Inspiracja jest wyraźna, ale szczera i zdecydowanie nie przypomina odtwórczości czy próby wpasowania się w pewien trend. Dlaczego tak uważam? Tak przejmujące dźwięki i trafiające w punkt, niejednoznaczne teksty po prostu nie mogą być zwykłym koniunkturalizmem.
Jest też drugi aspekt "Careful", o którym wspomniałem na początku - oprócz mistycyzmu płynącego spod - wydawałoby się - pozbawionych duszy wytworów technologii, jakimi są syntezatory, odpowiadająca za teksty i wokal Jae Matthews przebija się przez zimną, elektroniczną oprawę i swoim pozbawionym emocji głosem potrafi przekazać aż nadto chwytających za gardło i niejednoznacznych uczuć. Poszukiwania własnej siebie przez pryzmat drugiej osoby ("Lost", "Tears"), kurczowe trzymanie się wspomnień, które sprawiają więcej bólu niż ukojenia ("LA", "The Look You Gave [Jerry]") i wreszcie rozpaczliwe wołanie o to, by znów nie być samotną ("Come Closer"). Konkluzja nie może być jednak inna - jesteśmy samotni i takimi pozostaniemy ("Fate"). To, co utraciliśmy już nie powróci, a odbicie własnej osoby w oczach innych zawsze będzie zniekształcone.
Muzycznie Boy Harsher zdaje się wywracać do góry nogami pojęcie synthpopu. Na tle prostych i niezwykle melodyjnych oraz tanecznych podkładów tworzy świat chłodny, nieprzyjemny i wnikający głęboko pod skórę. Jest to bardzo spójne z warstwą tekstową, bowiem to delikatne tło i zatracenie się w szaleńczym tańcu odwraca uwagę od czyhającego gdzieś zła, które w końcu i tak nas dorwie ("Face the Fire"). Przywołujące na myśl tropikalne ciepło brzmienie i pozorna równowaga zostają zaraz zniekształcone przez "rozjeżdżające" się dźwięki ("Fate"). Parkiet może jawić się nam jako wybawienie i na chwilę zapominamy o tym, że musimy zmierzyć się z samym sobą, ale czy w tych ruchach nie ma jakiejś podskórnej nerwowości ("LA")? Poszukując prawdy o sobie, możemy zatracić się w tym procesie i stracić kontrolę ("Come Closer"), a to z kolei może skutkować przejściem na drugą stronę, z której nie ma już powrotu ("Crush").
"Careful" - tak jak i świat wykreowany przez Davida Lyncha - skrywa tajemnice, których nigdy nie da się odkryć w pełni. Dobrze wiemy, że nie uzyskamy odpowiedzi na nurtujące nas pytania, a sam temat relacji międzyludzkich i własnego "ja" nigdy nie zostanie wyczerpany. Nie pomoże w tym na pewno nowoczesna technologia, ale to nie znaczy, że nie warto próbować. Sama podróż jest tu wystarczająca, a towarzyszące jej emocje mogą wbrew pozorom powiedzieć więcej o nas samych niż prosta i jednoznaczna odpowiedź.
Nude Club/2019