Walczak do niedawna występował z Dopelord (słychać go jeszcze na tegorocznym splicie z Major Kong, Weedpecker i Spaceslug), a jego słabość do powolnych i masywnych niczym radziecki czołg kompozycji ma odbicie także w twórczości Tankograd. Zresztą porównanie do czołgu ma tu zastosowanie także pozamuzyczne, bo "Totalitarian" to pięć opowieści o wojnie utrzymanych nie w popcornowym ujęciu rodem z "Air America", gdzie Wietnam przypomina harcerski obóz na Mazurach, lecz w obrazie pełnym bólu, brudu i rozpaczy. Trzymając się analogii filmowej, to raczej "Idź i patrz" Elema Klimowa.
Ten przyziemny, pozbawiony poetyckości obraz wojny obecny jest także w tekstach, na przykład pod koniec "Żelaznych trumien" padają słowa: Głębiej, głębiej, głębiej! Może tam nas nie znajdzie śmierć ani wojna, co ją w dupie mamy. Z jednej strony skoro mamy do czynienia z wyznaniami przedstawionymi z perspektywy szarego człowieka wysłanego na front (a nie Baczyńskiego czy Bratnego), to sięgnięcie po brukowy język jest zasadne; z drugiej strony oddelegowanie śmierci do sempiterny brzmi nieco komicznie i nie do końca pasuje do nastroju utworu. Są na "Totalitarian" także teksty mniej oczywiste, chociażby mój faworyt, "Lot do kraju" - historia o "urlopie" od wojny i wyrzutach sumienia, bo przecież kilkudniowy odpoczynek to nagroda za niechlubne wyniki...
Wojenna tematyka nie jest w metalu niczym nowym - w najlepszym wypadku będzie to coś pokroju "Cold Demons" Vader, w najgorszym cokolwiek autorstwa Sabaton. Gdyby jednak podjąć próbę realistycznego uchwycenia nastroju zbrojnej walki wyłącznie w wydaniu instrumentalnym, nic nie nadałoby się do tego lepiej niż ciężki jak pancernik, ociężale wytaczający się z głośników doom metal. Tankograd operuje więc idealnym narzędziem (w żadnym stopniu nie łączącym się ze stonerem) do zrealizowania założonego przez siebie celu i faktycznie pozbawione słów skargi, lamenty i gniew bezimiennych bohaterów "Totalitarian" mają ogromną moc. Często wybrzmiewają w tempie wynoszącym mniej więcej sześćdziesiąt bitów na minutę, co mogłoby wydawać się ekstremalnie nudne i na pewno zapis nutowy dawałby ku takiemu sądowi podstawy, ale tym, czego na kartce papieru nie da się tak łatwo odwzorować jest atmosfera - najpotężniejsza broń w arsenale stołecznej kapeli.
Mam wojnę w dupie - w stu procentach zgadzam się z tymi słowami. W żadnej nigdy nie brałem udziału i mam nadzieję, że akurat to doświadczenie będę znał wyłącznie z wyobrażeń, chociażby takich, jak te zawarte na "Totalitarian". Żadne słowo i żaden dźwięk na tym albumie nie uderzają w patetyczny heroizm, propagandowe bohaterstwo czy gloryfikowanie śmierci w imieniu kogokolwiek innego niż swoim własnym i jestem niemalże pewien, że właśnie tak wygląda (czy może raczej brzmi) prawdziwa wojna.
Godz Ov War Productions/2019