Duda sama najlepiej opisała zawartość "Keen" w zapowiedzi jednego z koncertów - odpowiednio wysmażone wymiary pozaziemskie. Zgodnie z utrwalonym przez literaturę i filmy science-fiction obrazem życia na odległych planetach, powinniśmy być na niższym szczeblu rozwoju technologicznego, a muzyka przyszłości powinna mieć syntetyczne brzmienie i taka też najczęściej jest solowa twórczość Dudy - chłodna, samplowana, odrzucająca melodię niczym przestarzały wynalazek pokroju dyskietki albo budki telefonicznej. No ale przytaknięcie temu opisowi nie byłoby pełne, gdyby pominąć odpowiednio wysmażone, co na przykład w utworze "Fugue" można by potraktować niemalże dosłownie, bo w niektórych fragmentach z głośników dobiega syczenie przypominające dźwięk smażonego posiłku. Więcej sensu ma jednak znaczenie niedosłowne, które może oznaczać tyle, że album został przygotowany z dużą dbałością o detale i właśnie wyłapywanie ich sprawia największą frajdę podczas odsłuchiwania (koniecznie kilkukrotnego) "Keen".
Bogactwo dźwięków skutecznie uniemożliwia zepchnięcie tej muzyki na pozycję tła dla innych czynności, ale gdzieś pod koniec z tej niemalże pozbawionej progresji muzyki wyłaniają się drobne, nieco bardziej uporządkowane elementy. Zupełnie jak w długo rozwijającym się performansie, który z początku zdaje się być sztuką dla sztuki, ale z czasem ulega teatralizacji i wysyła wyraźny komunikat. Takim przełomem jest "Choinka" - utwór siódmy z dziewięciu - gdzie już na wstępie pojawia się wyraźna, a nawet "ładna" melodia odegrana na fortepianie. Akompaniuje jej jednak syntezator, dba o to, żebyśmy nie zapomnieli, jakim albumem jest "Keen" i w końcu wraz z hałaśliwymi samplami przejmuje kontrolę, a wtedy pojawia się TO zdanie. Zdanie, które każdy uczestnik koncertów spod znaku muzyki odbiegającej od mainstreamowych standardów na pewno kiedyś słyszał - Już nie mogę tego słuchać, co za gówno.
To ten sam ton, jaki sprawia, że wypowiedzenie słów sztuka współczesna może zabrzmieć jak najgorsza obelga, a sięgnięcie po takie rozwiązanie chociaż zawęża pole możliwości interpretacyjnych, jest eksperymentem może nawet ciekawszym, bo w pewnym stopniu odpowiadającym na zarzuty Corneliusa Cardew, który awangardę odrzucał ze względu na jej wykluczający charakter czy brak komentarza w sprawach bieżących, pozamuzycznych. Prawdopodobnie wcale by się ze mną nie zgodził, ale są na "Keen" momenty refleksyjne w sferze nie tylko emocjonalnej, ale i treściowej, a także momenty od strony muzycznej bardziej przystępne (zwłaszcza utwór tytułowy przypominający ścieżkę dźwiękową do jednego z tych ostatnio niezwykle popularnych arthouse'owych horrorów skontrastowaną z wyrazistym bitem).
Na początku lutego Duda będzie przedstawiała materiał z "Keen" na koncertach (7 lutego w Poznaniu, 8 lutego w Warszawie, 9 lutego w Gorzowie i 10 lutego w Gdańsku), co może okazać się doświadczeniem jeszcze ciekawszym, bo przecież samotność w pozaziemskim wymiarze szybo może zacząć doskwierać, a wspólna podróż z przewodniczką to niemalże gwarancja dodatkowych bodźców.
Alpaka Records/2019
Żaden fragment "Keen" nie został jeszcze upubliczniony. Wkrótce uzupełnimy tekst odpowiednimi linkami.