Chcieliśmy spróbować nowego podejścia, żeby mieć pewność, że się nie powtarzamy. Dlatego też zmieniliśmy metody nagrywania i miksowania. To był długi proces, poświęcaliśmy dużo czasu na każdy krok od pisania do nagrywania (…) Po raz pierwszy nie czekaliśmy z wejściem do studia aż do momentu, gdy wszystkie piosenki będą napisane - wyjaśnia lider grupy, Tom Dougall. Zdobyty czas pozwolił zespołowi na wykorzystanie nowych instrumentów (chociażby elektronicznych perkusji) i na eksperymentowanie w zakresie konstrukcji utworów. Dougall porównuje Toy do naukowców pracujących w laboratorium-studiu nad skomplikowanym doświadczeniem: Przechodziliśmy od dwóch do pięciu osób, wymienialiśmy się częściami, aby nad nimi pracować. Czujemy się bardzo komfortowo, komponując razem, ponieważ znamy się bardzo dobrze (...) Nie musimy nic sobie udowadniać, nikt nie ma określonej pozycji, piszemy jako zespół. Płyta została ukończona latem zeszłego roku.
Na pierwszych trzech wydawnictwach Dougall był jedynym wokalistą, ale w "You Make Me Forget Myself" - jednym z najbardziej osobistych nagrań na albumie - pałeczkę przejmuje basista, Maxim Barron. Jego głos, kołyszący się po melancholijnych sferach jak liryczny sen na jawie, i wrażliwy tekst sprawiają, że jest to jeden z najlepszych utworów na płycie. Trafnie zatytułowane, post-punkowe "Energy", jak również klawiszowe "Jolt Awake" wprowadzają więcej dynamiczności, pochylając się w cięższą stronę psychodelii i eksplorując garażową wrażliwość. Wojownicze syntezatory na "Mistake a Stranger", złączone z szorstką gitarą akustyczną, sprawiają, że Toy wydają się zjawiskiem nie z tego świata. Acid folkowe "The Willo" kontrastuje z reszta wydawnictwa dzięki bardzo pastoralnemu charakterowi. Na krążku nie brakuje także bardziej popowych melodii - przykładem jest chociażby "Last Warmth Of The Day" (zestawione przez recenzenta The Queietus z... "Girl, You'll Be a Woman Soon" w wersji Urge Overkill). Melodie wyraźnie zapadają w pamięć, czy to cudownie przeplecione refreny "You Make Me Forget Myself", czy sfałdowane "Sequence One", główny singiel promujący krążek. Także na "Move Through the Dark" zespół wydaje się łączyć dwa światy - bardziej popularny z tym progresywnym.
Jeśli jest na tym krążku swoista błogość w pustce, nie oznacza to, że muzycy wyłącznie pogrywają z mroczną atmosferą i subtelnymi zagrożeniami. Zespół co prawda robi to wszystko, ale w ich utworach ujawnia się jeszcze coś innego - wrażenie przestrzeni, otwierające się w wibracjach pomiędzy po-efektowym basem a pogłosowym wokalem, pojawiającym się w konkretnej, post-punkowej grze na perkusji. Wbrew deklaracjom, "Happy in the Hollow" nie jest albumem przełomowym dla zespołu. Toy jest wciąż zbyt mocno zakorzeniony w swoich inspiracjach i chciałbym, aby na kolejnym krążku odważyli się na więcej eksperymentów. "Happy in the Hollow" pozostaje jednak tyglem, w którym coś dla siebie znajdują entuzjaści psychodelicznego rocka, krautrocka, folku i new wave'u.
Tough Love Records/2019