Obraz artykułu James Blake - "Assume Form"

James Blake - "Assume Form"

80%

Na swoim czwartym albumie studyjnym James Blake rozmyśla nad istotą miłości, straty, samotności. Oczywiście jest to powrót do tematyki, którą angielski twórca porusza od początku swojej kariery songwriterskiej, ale "Assume Form" wyraźnie różni się od wcześniejszych dokonań w więcej niż jednym aspekcie.

Opublikowane na początku roku wydawnictwo jest w o wiele większym stopniu efektem pracy zbiorowej niż jakikolwiek inny krążek Blake'a. Na poprzednich płytach zwykle pojawiał się tylko jeden gość - Bon Iver, RZA, w swoim dorobku James ma także świetny remix "Life Round Here", który po raz pierwszy zwrócił moją uwagę na Chance'a the Rappera - ale w ciągu ostatnich lat Blake stał się artystą sesyjnym, często zapraszanym do współpracy przez różne gwiazdy hip-hopu i r'n'b. W ten sposób nagrywał z Kendrickiem Lamarem, Jay'em-Z, Travisem Scottem, a nawet Beyoncé. W zeszłym roku Blake zaprosił do współpracy Andre 3000, pierwszym nagraniem powstałym podczas tej sesji było "Look Ma No Hands" - siedemnastominutowy, improwizowany kawałek na klarnet i pianino. Później z tych samych sesji wyłoniło się "What's the Catch?", obecne na "Assume Form".

 

Współautorem "Mile High" i "Tell Them" jest z kolei producent trapowy - Metro Boomin (tak jest - Migos, Future, Post Malone). W pierwszym z tych nagrań gości Scott, a nie będąc fanem trapu, nie wiedziałem, czego się spodziewać, ale Blake dekonstruuje ramy gatunku, wprowadzając flet w pierwszym z nagrań i latynoskie klaśnięcia w drugim. Jeszcze wyraźniej etniczny klimat flamenco zostaje zarysowany w "Barefoot in the Park", oczywiście dzięki udziałowi Rosalíi, która zgłosiła się do Jamesa osobiście. Skądinąd interesujące, że artystka zaczynająca od bardzo klasycznego flamenco chce obecnie nagrywać z artystami takimi, jak Arca, Oneohtrix Point Never (obecny też na "Assume Form" za sprawą samplującego The Manhattans "Can't Believe the Way We Flow") czy też Blake, wyraźnie kreując się na hiszpańskojęzyczną odpowiedniczkę FKA twigs.

 

W przeszłości najlepszymi nagraniami Blake'a były te najbardziej mroczne, przygnębiające. Pomimo momentów smutku, nowy album brzmi zdecydowanie radośniej, bardziej optymistycznie niż większość jego dotychczasowych dokonań. W "Into the Red" Anglik deklaruje: While I haven't been living until now / Even doing nothing I am making the most of somehow. To jedna z wielu podobnych deklaracji na płycie, gdyż "Assume Form" to krążek bardzo romantyczny. Blake lubi też podkreślać, że fałszywie pojmowana "męskość" często utrudnia sygnalizowanie kryzysu zdrowia psychicznego. Jeśli nie mogę mówić o emocjach w muzyce, jestem przygnębiony, mam depresję, o czym innym mam gadać? - zwierza się.

 

"Don't Miss It", jeden z najlepszych utworów na płycie, to znakomita kombinacja auto-tune'owego wokalu Blake'a i niemal operowego, loopowego podkładu. "What's the Catch" jest oparte na intrygującym koncepcie - wers Andre jest swoistym "głosem w głowie" Jamesa, niepokojącym go pesymistycznymi pytaniem: How many days of amazing will it be before it phases?” w samym środku upojnego zbliżenia. Everything’s rose - kwituje Blake, jakby nastawiając się mentalnie na "kolce" w przyszłości swojego związku. Największą przyjemność sprawiają jednak najbardziej delikatne utwory. "Barefoot in the Park" - znakomity, pełny wyraźnej chemii dwujęzyczny duet z Rosalíą to być może najbardziej subtelny i harmonijny utwór w dyskografii wokalisty, a w "I'll Come Too" James uderza niemal w klimaty Franka Sinatry, swingując: I don't wanna go home, shall we drive from zone to zone, I wouldn't do this on my own, but I'm not on my own tonight. Wreszcie zamykające krążek "Lullaby to My Insomniac" jest wyraźnym podsumowaniem jego stanu ducha i potwierdzeniem, że artysta jest gotów na oddanie swego wnętrza drugiej osobie. I'll stay up too, I'd rather see everything as a blur tomorrow if you do - deklaruje.

 

Minimalizm produkcji, brak charakterystycznej dla dotychczasowej dyskografii muzyka eteryczności daje się chwilami nieco we znaki i przyznaję, że nie jest to mój ulubiony album Jamesa Blake'a (pozostaje nim "Overgrown"). Jest to jednak prawdopodobnie najbardziej intymne wydawnictwo w dorobku Anglika, który wreszcie zaakceptował w pełni samego siebie. Krążek ten w życiorysie Blake'a jest swoistym przebiśniegiem, zwiastującym nadchodzącą wiosnę.


Polydor Records/2018


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce