Bradford Cox śpiewa o zjawiskach ogólnych - na przykład o zmianach klimatycznych - ale także o wydarzeniach bardzo konkretnych, chociażby o morderstwie Jo Cox, członkini brytyjskiej Partii Pracy, która zginęła z rąk fanatyka o neonazistowskich zapędach. A kiedy pyta: Co stało się z ludźmi? Ich marzenia stały się ponure (w "What Happens To People?"), trudno nie przefiltrować tej refleksji przez kontekst osobisty, dzisiaj związany przede wszystkim z koszmarnymi wydarzeniami z Gdańska sprzed kilku dni.
Po takich tekstach można by się spodziewać zbliżenia do noise'owego, garażowego, post-punkowego brzmienia z debiutanckiego "Turn It Up Faggot" albo z o dwa lata młodszego "Cryptograms", ale na "Why Hasn't Everything Already Disappeared?" bynajmniej nie mamy do czynienia z klasycznym "powrotem do korzeni", na jaki wiele kapel z ponad dziesięcioletnim stażem na jakimś etapie decyduje się z nadzieją na przyciągnięcie dawnej publiczności. Deerhunter o zwiększenie grona odbiorców zabiega w zupełnie inny sposób - ciężkie słowa wpasowuje do wyjątkowo lekkiej muzyki, która poza kilkoma instrumentalnymi fragmentami ("Greenpoint Gothic", "Détournement") wyraźnie grawituje ku niebanalnemu pop-rockowi z lat 70., chociażby ku tym utworom z "Aladdin Sane" Davida Bowiego, gdzie gitara nie jest wysunięta na front albo ku "Here Come the Warm Jets", pierwszemu solowemu krążkowi Briana Eno (zwłaszcza w utworze "No One's Sleeping"), który z ambientem nie miał jeszcze absolutnie nic wspólnego. Pod koniec drugiej dekady XXI wieku takie kompozycje mogą uchodzić za przebojowe, ale nawet tak chwytliwe kawałki, jak singlowe "Plains" mają niewielkie szanse, żeby faktycznie stać się przebojami. Jeżeli chodzi natomiast o dyskografię Deerhunter, to jeszcze nigdy nie byli tak blisko popu.
Odejście od młodzieńczej zadziorności na rzecz bardziej przemyślanych i stonowanych utworów to rockowy schemat, choć wcale nie najgorszy, bo przynajmniej nie jest to gwałtowne uduchowienie powiązane ze zmianą nazwiska na hinduskie. Podobną drogę przebyli Iggy Pop, John Lydon czy nawet niesławny Varg Vikernes, ale właściwie w żadnym z tych przypadków moment "przejścia" nie był tak naturalny, jak u Deerhunter. Pomostem jest tu pewnego rodzaju nihilizm, wcześniej wyszarpywany na gitarowych strunach, teraz jakby w pełni zaakceptowany, potraktowany nie jako narzędzie walki, lecz nowa codzienność. Część tego materiału powstawała w teksańskim miasteczku Marfa, gdzie mieszka niespełna dwa tysiące osób i pewnie nikt nigdy by o nim nie usłyszał, gdyby nie to, że na jego obrzeżach kręcono "Olbrzyma" - ostatni film, w którym wystąpił James Dean. To osamotnienie wśród ludzi, bunt, choć nie ma już prawie nikogo, komu można by się sprzeciwiać, wyraźnie można odczuć w tych słodko-gorzkich piosenkach.
Zaangażowany pop prowokujący do refleksji to wartość godna pochwały, niemniej na nowym albumie Deerhunter tu i ówdzie boryka się z monotonią. "Futurism" czy "Element" to utwory poprawne, niezakłócające odsłuchu, ale jednocześnie na tyle nijakie, że znikają z pamięci niemalże natychmiast po jego zakończeniu. Mam wrażenie, że na "Why Hasn't Everything Already Disappeared?" poznaliśmy nie tyle nowe oblicze zespołu, co zostaliśmy wtajemniczeni w próbę uchwycenia etapu jego przemiany, ale przecież droga często bywa znacznie ciekawsza od samego celu.
4AD/2019