Tape trading ukształtował mój gust tuż po wkroczeniu w wiek nastoletni i nawet jeżeli trafiał do mnie materiał, który w pierwotnej wersji mógł zachwycać znakomitą studyjną produkcją, jako kopia kopii wreszcie i tak przybierał formę garażowego hałasu. Dla mnie wciąż zachwycającego, a może nawet zachwycającego jeszcze bardziej i po dziś dzień kiedy tylko usłyszę ten specyficzny szum - obojętnie czy punkowy, black metalowy, czy crustowy - serce zaczyna bić mi szybciej. Dzięki Ogdens' zabiło bardzo szybko.
Sławek i Kuba, gitara/wokal i perkusja - niby tylko tyle, ale przecież nie od dziś wiadomo, że duety potrafią narobić większego hałasu od całej orkiestry (Jucifer, MDME SPKR, nawet The White Stripes). Tutaj hałas ma nawet dodatkowy, dosłowny wymiar, bo za najwyraźniejsze wpływy należałoby uznać te noise'owe. Raczej nie eksperymentalne, bliższe Halo of Flies czy Godheadsilo, a więc zespołom, które porządkują chaos w przynajmniej szczątkowe melodie. Z pięcioma kawałkami z debiutanckiej EP-ki Ogdens' jest dokładnie tak samo - bezlitośnie szturmują narząd słuchu, ale zamiast spustoszenia, pozostawiają w głowie kilka sekwencji dźwiękowych, które potrafią niespodziewanie powrócić i zmusić do nucenia przy zupełnie zwyczajnych domowych czynnościach. Szczególnie wysokie ryzyko uzależnienia przynosi utwór "Decay", gdzie przesterowany, ukryty na drugim planie wokal i niemiłosiernie zarzynane instrumenty składają się na douszny narkotyk, którego nawet niewielka dawka może skutkować wielotygodniowymi konsekwencjami.
To musi brzmieć jeszcze lepiej na żywo. Czuć to w każdej jednej, zdeformowanej nucie. Póki jednak krakowski duet nie ma w planach dewastacji waszego lokalnego klubu, a dewastacja jest czymś, do czego macie słabość, warto poświęcić trochę czasu dla ich pierwszego materiału.
wydanie własne/2018