Obraz artykułu Loma: Muzyka jak łóżko wykute w lodzie

Loma: Muzyka jak łóżko wykute w lodzie

Senna, wzruszająca aura sprzyjająca refleksjom i pielęgnowaniu melancholii to cechy szczególne zespołu Loma, który - jak się okazuje - bardzo podobnie postrzega... Polskę.

Loma powstało w trasie koncertowej, jako efekt przyjaźni Emily Corss i Dana Duszynskiego z zespołu Cross Records oraz Jonathan Meiburg z Shearwater. Debiutancki album nagrywali w nietypowym, zbudowanym z ubitej ziemi domu w Teksasie, gdzie Emily i Dan mieszkali wspólnie. Dzisiaj jest to dom tylko tego drugiego, bo kiedy materiał powstawał, coś innego odchodziło w zapomnienie - ich małżeństwo. Ponury nastrój albumu nie jest jednak wynikiem tych zdarzeń, a raczej uchwyceniem uczuć drzemiących w całej trójce znacznie głębiej. Tę szczerość szybko wypatrzyli włodarze wytwórni Sub Pop, z którą grupa pozostaje związana.

Rozmowa z Soundrive [odpowiadał Jonathan Meiburg]:

Nie byłbym muzykiem, gdybym nie zobaczył mojego kolegi, Davida White'a, jeżdżącego na rowerze po ulicy w Baltimore, kiedy miałem sześć lat i gdybym nie podbiegł do niego, żeby pogadać. Powiedział wtedy, że dołączył do kościelnego chóru, co wzbudziło we mnie zazdrość, więc poprosiłem rodziców, żeby mnie również zapisali.

 

Moja ulubiona muzyka z dzieciństwa to "Pictures at an Exhibition" Modesta Musorgskiego z aranżacją orkiestry Ravela, a także ścieżka dźwiękowa ze "Star Wars". Miałem w zwyczaju słuchać tego na okrągło, aż padałem ze zmęczenia.

 

Moja ulubiona muzyka z ostatnich miesięcy to Drinks - najnowszy projekt Cate le Bon; "The Secret Museum of Mankind", części druga i trzecia i "Different Trains" Steve'a Reicha. Ta ostatnia raczej nie należy do nowych, ale ostatnio często jej słucham.

 

Nasza muzyka jest porównywana do wygodnego łóżka wykutego w lodzie, z kocykiem zrobionym ze śniegu.

 

Moim celem w muzyce jest emocjonalne połączenie ponad słowami - pomiędzy mną a muzyką i pomiędzy muzyką a publicznością.

 

Gdybym mógł sprawić, że jeden z utworów innego artysty stałby się mój, byłoby to "The Electrician" Scotta Walkera albo "Co'dine" Buffy Sainte-Marie. Naprawdę chciałbym napisać któreś z nich.

 

Polska kojarzy mi się z ugorami i siwymi wronami.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce