Dla pochodzącego z Kopenhagi LLNN przełomem okazał się rok 2016, kiedy to premierę miał ich debiutancki album - "Loss". Rok później ukazał się split z zespołem Wovoka, a w ubiegłym roku krążek "Deads", gdzie formuła powolnych, sludge'owych kompozycji sparowanych z synthowymi partiami zainspirowanymi muzyką Vangelisa, Brada Fiedela czy Johna Carpentera została doprecyzowana do perfekcji. Minione dwanaście miesięcy spędzili głównie w trasie, występując także w Polsce - w Krakowie i w Warszawie - wraz z Bison B.C.
Rozmowa z Soundrive [odpowiadał Rasmus G. Sejersen, perkusista]:
Nie byłbym muzykiem, gdyby mój tata nie był perkusistą. Dorastałem, obserwując go na scenie, kiedy grał ze swoim zespołem. Miał w domu zestaw - Slingerland z późnych lat 60. - z którego cały czas korzystałem. Moja mama gra z kolei na saksofonie i większość moich przyjaciół z dzieciństwa także grała na jakimś instrumencie. Nadal jestem z większością z nich w kontakcie.
Moja ulubiona muzyka z dzieciństwa to Rage Against the Machine, Soundgarden, Beastie Boys i Smashing Pumpkins. Kiedy miałem dwanaście lat, katowałem ich nieustannie.
Moja ulubiona muzyka z ostatnich miesięcy to Employed To Serve.
Nasza muzyka jest porównywana do ścieżek dźwiękowych z filmów, post-hardcore'owych zespołów i gier wideo.
Moim celem w muzyce jest kreatywność i dobra zabawa.
Gdybym mógł sprawić, że jeden z utworów innego artysty stałby się mój, byłby to pierwszy kawałek z albumu "Spoils of Failure" Buried Inside z Kanady.
Polska kojarzy mi się z wakacjami z żoną i koncertami z moim zespołem.
fot. Marcin Pawłowski