Obraz artykułu Cultes des Ghoules - "Sinister, or Treading the Darker Paths"

Cultes des Ghoules - "Sinister, or Treading the Darker Paths"

86%

Jedni powiedzą, że najbardziej emocjonujący horror, jaki widzieli to "Koszmar z ulicy Wiązów", inni zaśmieją się i stwierdzą, że to nic w porównaniu z "Cannbial Holocaust". Z black metalem jest tak samo, a Cultes des Ghoules to odpowiednik obskurnego, niskobudżetowego filmu z Włoch, gdzie częściej można uświadczyć ludzkie wnętrzności niż dialog.

W porównaniu z "Coven, or Evil Ways Instead of Love" sprzed dwóch lat, tegoroczny materiał jest zauważalnie mniej agresywny i wyraźnie bardziej liszajowaty. W latach 80. Hellhammer zbierał za takie brzmienie baty, dzisiaj często jest to efekt pożądany, a Mikołaj Żentara (Mgła/Kriegsmachine) doskonale wie, jak wyprodukować krążek, który w takiej konwencji będzie brzmieć szczerze.

 

"Children of  the Moon" definiuje nastrój całego album. "Nastrój" to zresztą kluczowe słowo dla "Sinister, or Treading the Darker Paths", bo w powolnie wypływających z głośników, skonstruowanych na bazie iteracji kompozycjach to właśnie specyficzna atmosfera złożona z chłodu, przygnębienia i melancholii wzbudza największe emocje. Moment kulminacyjny następuje natomiast kilka sekund po piątej minucie, kiedy niespodziewanie na front wysuwa się zawodzenie syntezatora przypominającego rozwścieczoną zjawę.

 

Po wyciszającej konsolacji, "The Woods of Power" zwiększa tempo, niezmiennie przejawiając predylekcję zespołu do transowych struktur. Najciekawiej wypada jednak odstający od powielanego fragmentu finał, zajmujący dwie ostatnie z blisko jedenastu minut. Cultes des Ghoules nabiera w nim nieco patosu, ale nie na tyle, żeby przypominać wojownicze, heavy metalowe przyśpiewki. Właśnie takiego smaczku brakuje w następującym chwile później "Day of Joy", które sięga dwunastu minut, ale ma wyraźny problem z zagospodarowaniem tego czasu, czego nie ułatwia mu fakt, że jest niemalże identycznie skonstruowane, jak dwa wcześniejsze utwory - z intensywnym, wspieranym przez brzmienie klawiszy finałem.

 

"The Serenity of Nothingness" sprowadza album na właściwe tory, a w pierwszej minucie bryluje sekcja rytmiczna - otwarty, boleśnie zarzynany hi-hat i świetna linia gitary basowej, która jest zresztą jednym z najmocniejszych elementów całego "Sinister, or Treading the Darker Paths". Szybko dochodzi jednak do przełamania i wyciszenia nastroju, a dalej do całkowitej dekonstrukcji czy nawet momentów, kiedy do głosu dochodzą pojedyncze instrumenty (przede wszystkim właśnie sekcja rytmiczna). To bez dwóch zdań jeden z najdziwniejszych metalowych utworów 2018 roku, a "dziwne" jest w tym kontekście synonimem "fascynującego". Zamykające krążek "Where the Rainbow Ends" jest z kolei trzynastominutowym podsumowaniem, gdzie składniki wszystkich wcześniejszych kawałków łączą się we wściekłej osmozie.

 

Bez znajomości kontekstu i przynajmniej kilkudziesięciu innych filmów grozy trudno zrozumieć fenomen "Cannbial Holocaust". Dla przypadkowej osoby będzie to chaotyczny, surowy bełkot celujący jedynie w zszokowanie odbiorcy, a w dodatku podany w standardzie dalekim od współczesnych produkcji. Analogia do Cultes des Ghoules obowiązuje także w tym zakresie, co bynajmniej nie oznacza, że mamy do czynienia z muzyką hermetyczną, skierowaną do wąskiego grona wtajemniczonych wyznawców. To muzyka, która potrzebuje skupienia i uwagi, ale w zamian oddaje znacznie więcej.


Under the Sign of Garazel/2018


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce