Obraz artykułu Adi Nowak - "Kosh"

Adi Nowak - "Kosh"

82%

Hipsterski rap? Można tak to nazywać, ale "Kosh" i tak będzie jedną z najlepszych rapowanych płyt mijającego roku.

Kto to powiedział? Zbieraliśmy liczne recenzje i nie przesadzę, jeśli powiem, że dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich było druzgocąco negatywnych. Byliśmy obśmiewaniu od góry do dołu, a najważniejszy nowy magazyn systematycznie rozrywał nas na strzępy, pozbawiając i tak nikłej szansy na poważne traktowanie. To nie są zapiski z wojny pomiędzy oldskulem a niuskulem, to wspomnienia Thomasa Gabriela Fischera o jego prekursorskim dla black metalu Hellhammer, co jest jednym z wielu dowodów na to, że dla zmian paradygmatu w muzyce przebijanie się przez grubą warstwą muru jest właściwością immanentną.

 

Sporo miejsca temu tematowi w kontekście hip-hopu poświęciłem w felietonie sprzed kilku miesięcy, dodam więc tylko, że oprócz sporu pokoleniowego, istnieje także spór terytorialny - amerykańcy raperzy często traktują rap europejski jako odtwórczy, niewyrastający z jego prawdziwych korzeni i chociaż faktycznie po dziś dzień wiele osób uprawia co najwyżej umiejętną mimikrę, to jednak Wielka Brytania wykreowała grime, a w ostatnich latach w siłę rośnie specyficzne, wschodnio-europejskie brzmienie.

 

Tommy Cash, Tatarka, Griby - to kilku najpopularniejszych wykonawców pochodzących z sąsiedniej strefy czasowej. Łączy ich nie tylko muzyka, lecz również specyficzna aparycja - coś na kształt stereotypu mieszkańca tej części świata podkręconego do maksimum, do przerysowania. Adi Nowak mógłby ustawić się z nimi w jednym szeregu, co automatycznie zapewnia mu grono oddanych fanów (na ostatniej trasie koncertowej wyprzedawał już kluby na sto pięćdziesiąt-dwieście osób), a także zatwardziałych przeciwników, którzy gniewnie stwierdzą, że to wcale nie jest hip-hop.

 

Nowak korzysta z wielu aktualnych trendów - trapowego bitu stworzonego w oparciu o automat perkusyjny Roland TR-808; rapowania zupełnie obok tego bitu, z całkowitym brakiem zainteresowania muzycznymi akcentami; podejmowania pustej, a przez to uniwersalnej tematyki cielesnych kontaktów międzyludzkich. To nie przypadek, on sam nazywa "Kosh" śmietnikiem, albumem chaotycznym, a nawet... z dupy. Łatwy cel? Z jednej strony tak, z drugiej, kto za dwadzieścia lat będzie wiedział, o co Taconafide chodziło z tymi kryptowalutami? Na pewno mniej osób niż te, które dalej będą wiedzieć, o co chodzi w seksie.

 

Czasami przejawia się w tej wulgarności dobry smak, kiedy indziej trudno się nie skrzywić. Przykładem pierwszego jest najlepsze na albumie "Placebo" wykonane wespół z Dziarmą, która zazwyczaj celuje w teksty anglojęzyczne, a tutaj może pochwalić się najlepiej wyrapowanymi wersami w języku polskim, jakie od lat nagrała kobieta. Całość rozciąga się na leniwym bicie, a refren błyskawicznie zapada w pamięć. Przykładem złego smaku jest z kolei "Żółty czepek" z bardzo szczegółowym opisem stosunków seksualnych z gimnazjalistką... Ot banalne bragowanie niewarte solidnego warsztatu tekściarskiego Nowaka.

 

Na szczęście to jedyny wyraźnie niesmaczny moment "Kosh", w pozostałych muzyka poznaniaka przypomina ketchup, który dodany do dowolnej potrawy natychmiast pochłania jej naturalne właściwości i pozostawia wyłącznie swój własny smak. Nowak w podobny sposób pokrywa swoje podkłady, które istnieją jakby tylko dlatego, że istnieć muszą, ale nawet gdyby je pozamieniać, gdyby wyrzucić i dodać zupełnie inne, flow byłby identyczny. Dla wychowanków nowojorskiego boom bapu będzie to - rzecz jasna - nie do przełknięcia, ale w końcu przyjdzie ten moment, kiedy "nowe" trzeba będzie zrozumieć i dla mnie na uznanie zasługuje chociażby umiejętne wykorzystanie powszechnie znienawidzonego auto-tune'a, który w rękach Nowaka jest po prostu dobrze użytym efektem.

 

To największa siła tego albumu - nie powstał jako rezultat zniewolenia przez trendy, a raczej wykorzystuje je do wykreowania autorskiej wizji. Jeżeli dorzucić do tego brak fatalnych gościnnych występów trawiący cały rapujący świat, a nawet brak idiotycznych beefów na koncie, to maluje się obraz postaci wyjątkowo interesującej. Hipsterski rap? Możecie tak to nazywać, jeżeli taka jest cena za rap bez małostkowych kłótni Palucha z Young Multim i całego tego atawistycznego syfu pulchnych od testosteronu megalomanów.


Asfalt Records/2018


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce